Katolicka sekta w Częstochowie. Członkowie słyszeli: leki na depresję trzeba zastąpić modlitwą

i

Autor: Shutterstock Katolicka "sekta" w Częstochowie. Członkowie słyszeli: leki na depresję trzeba zastąpić modlitwą

Leki na depresje kazano im zastąpić modlitwą

Wieczorami było słychać krzyki dzieci. Kładziono je spać na siłę, by zdążyć na rekolekcje

Do poważnych nadużyć, a nawet przemocy miało dochodzić we Wspólnocie Przymierza Rodzin "Mamre" w Częstochowie. W styczniu ubiegłego roku częstochowska kuria poinformowała o kontroli tego miejsca. Do czasu wyjaśnienie tej sprawy założycielowi wspólnoty zawieszono uprawnienie do pełnienia posługi egzorcysty. Na światło dzienne wychodzą teraz szokujące fakty, za sprawą reportażu w TOK FM.

Egzorcysta niewolił ludzi? Szokujące wyznania byłej członkini społeczności "Mamre"

O kontrowersjach związanych ze Wspólnotą Przymierza Rodzin "Mamre" w Częstochowie, zrobiło się głośno na początku 2022 roku. To wtedy oficjalnie częstochowska kuria poinformowała o prowadzonej kontroli w tej społeczności. Weryfikowano doniesienia, o przemocy której miano się tam dopuszczać i nadużyć władzy. Zupełnie nowe światło na tę sprawę rzuca reportaż TOK FM.

Założyciela społeczności jego byli członkowie nazywają "Moderatorem", jak podkreślają w reportażu, ufali mu bo miał glejt. To prywatne stowarzyszenie z siedzibą w Częstochowie podlega tamtejszemu metropolicie abp. Wacławowi Depo. Powstało w 2000 roku i liczy około 2 tysięcy członków. Jego założycielem jest słynny egzorcysta.

Do wspólnoty często trafili ludzie na poważnym zakręcie życiowym. Paweł trafił do "Mamre" za sprawą swojej siostry, która przechodziła załamanie nerwowe. Mężczyzna usłyszał, że jego problemy z narkotykami spowodowane są działaniami demona. Założyciel "Mamre", przekonał go by nie szedł do profesjonalnego ośrodka terapii uzależnień. Udało mu się "wywinąć" i ostatecznie mężczyzna trafił pod opiekę specjalistów.

Jednak nim tak się stało, jak podkreśla w reportażu TOK FM, trafił w ręce moderatora. To co tam zobaczył, nazywa "sektą". Moderator organizował msze na tysiąc osób, podczas których wybierał osoby nad którymi odmawiał modlitwy o uwolnieniu od złego ducha.

- Podczas tego show ludzie byli poniżani. Oblewani wodą, smarowani olejami po brzuchu i plecach. Pamiętam odgłos mokrego ciała walącego o posadzkę. Bo wierny często tam lądował po tym, jak zaczynał się wić, trząść i charczeć. Wtedy ksiądz klękał przy nim, przykładał stułę do jego czoła, modlił się na głos, po czym dmuchał w twarz. To miało być tchnienie Ducha Świętego. Magia! Jeśli trafił się ktoś silniejszy, to było mocowanie się. Ksiądz miał do pomocy chłopaczków, którzy przytrzymywali "opętanego" i szarpali się z nim. Trwało to nieraz godzinami. Później tę zmaltretowaną, często wycieńczoną osobę porzucano - opowiada w reportażu Michał.

Jak wspomina Paweł, w czasie egzorcyzmów, ksiądz dociskał ciałem osobę egzorcyzmowaną. Do "Mamre" trafiały też dzieci. Przyjeżdżali do Częstochowy ze swoimi katechetami z całej Polski.

- Kiedyś widziałam, jak pomocnicy księdza Włodzimierza próbowali doprowadzić ok. 12-letnie dziecko do tabernakulum. Mocno się szarpało, przewracało i wykręcało. W którymś momencie poszła mu piana z buzi. Nie wiem dlaczego. Może przez to, że ktoś popełnił gwałt na woli tego dziecka - opowiada Justyna w reportażu TOK FM. Kobieta była we wspólnocie przez trzy lata.

- Pamiętam, jak na modlitwie było ze 100 osób, a ksiądz kazał chłopakowi wić się jak wąż przez cały kościół. Później miał wpełznąć pod ołtarz. W końcu klękać bez końca i kłaniać się Jezusowi w najświętszym sakramencie. Biedak był cały zlany wodą święconą. Oczywiście ksiądz twierdził, że prowadzi dialog z diabłem, a nie z danym człowiekiem. Ale według mnie posuwał się w tym wszystkim do przemocy, bo nie miał uszanowania dla konkretnej osoby. Zdarzała się też przemoc psychiczna, jak w przypadku kobiety, z której demonami seksu ksiądz się rozprawiał na głos, przy wszystkich - wspomina w reportażu Michał.

Niektóre osoby po tych egzorcyzmach, jak przedstawiają byli członkowie, mieli myśli samobójcze. W jednym z listów, które dostała kuria w 2021 roku, nadawca informował między innymi o sytuacjach w których, założyciel odbierał ludziom to, co było dla nich ważne. Tak miało się wydarzyć, gdy na parafii pojawił się mały pies.

Z treści listu przytoczonego w reportażu wynika, że "jedna z osób mieszkających i pracujących w Albertowie zaopiekowała się psem, zaczęła go karmić itd. (...) Pies zaczął się przywiązywać i czuć coraz bezpieczniej (…) i wtedy, to charakterystyczny moment ze skłonnościami psychopatycznymi, podjął decyzję, by złapać psa, wrzucić żywego do worka i zabić uderzeniem młotka w głowę, po czym zakopać".

I choć list był anonimowy, to właśnie po nim abp Wacław Depo powołał specjalną komisję, która wizytowała stowarzyszenie. Co się zmieniło od czasu powołania tej komisji? Jak informuje TOK FM, rzecznik kurii miał przekazać, że raport nie zawiera "żadnych sensacyjnych doniesień" i nie zostanie opublikowany. Jak przekazała kuria w komunikacie, "Moderator i Rada Wspólnoty otrzymali stosowne pismo arcybiskupa częstochowskiego zobowiązujące do niezwłocznego wypracowania koniecznych zmian w statucie stowarzyszenia, uwzględniających zastrzeżenia i uwagi wskazane przez ekspertów prawnych w konkluzji raportu".

Źródło: TOK FM

Sonda
Czy miałeś kiedyś do czynienia z sektą?
Ks. Isakowicz-Zaleski ostro o postawie papieża Franciszka Szkodzi Kościołowi

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki