statek

i

Autor: Żegluga Gdańska

Chorzy w podróży. Jak działa choroba morska

2020-07-02 15:03

Płyniemy, jedziemy, lecimy, i coraz bardziej bledniemy. Pojawiają się zimny pot i mdłości – objawy przypadłości zwanej chorobą samochodową, lokomocyjna lub morską. Nasz organizm nie jest przystosowany do wszystkich wynalazków jakie wymyśli nasz mózg. Człowiek jest ewolucyjnie przystosowany do chodzenia i biegania. W żadnym wypadku nie do korzystania z jeżdżących, pływających i latających maszyn.

Jeździmy samochodami i pociągami, latamy samolotami i pływamy po morzach. Możliwości naszego mózgu stale wystawiają na próbę nasze niedoskonałe ciało. Do kory mózgowej przez cały czas docierają z zewnątrz informacje o położeniu człowieka w przestrzeni. Dochodzą one trzema kanałami: pierwszy z nich to błędnik czyli narząd równowagi, drugi to oczy, trzeci - tak zwane czucie głębokie. Receptory czucia głębokiego umieszczone są w mięśniach, stawach i skórze. Przekazują do mózgu informacje o ułożeniu poszczególnych części naszego ciała w przestrzeni. Kiedy idziemy lub biegniemy, wszystkie trzy źródła informacji są zgodne: błędnik wysyła do mózgu informacje o ruchu, czucie głębokie potwierdza ten ruch, a oczy przystawiają pieczątkę: tak, ciało, w którym tkwimy, porusza się. Jednak kiedy człowiek siedzi nieruchomo w jadącej, płynącej lub lecącej maszynie, mózg odbiera sprzeczne dane. Bo świat pędzi, a my stoimy.
Żeby wystąpiły objawy choroby lokomocyjnej, wcale nie musi nami kołysać ani trząść. Najlepszy dowód, że osoby wrażliwe mogą zachorować podczas oglądania sztormu w kinie. Dlaczego? Bywa, że sprzeczność dostarczanych do mózgu informacji polega na tym, że błędnik wyczuwa nasz ruch (kołysanie kajuty, drgania samochodu), to samo mówi czucie głębokie, ale oczy widzą nasze nieruchome ciało. I to wystarczy by zmylić mózg. Innym razem oczy obserwują przesuwający się za oknem (lub na ekranie) krajobraz, a nasze czucie głębokie i błędnik nie wyczuwają ruchu. To też wystarczy. Ale co dalej ze zdezorientowanym mózgiem? Buntuje się i pobudza ten sam mechanizm alarmowy, który uaktywnia przy zatruciu. A dokładniej, to praca błędnika powiązana jest, poprzez impulsy wysyłane przez nerw czaszkowy, z ośrodkiem wymiotnym wysyłającym (odczuwane jako nudności) rozkazy rytmicznego kurczenia się do naszego żołądka.

Lot samolotem. Jak wygląda podróż? O czym należy pamiętać? Maseczka to nie wszystko!

i

Autor: Pixaby Lot samolotem. Jak wygląda podróż? O czym należy pamiętać? Maseczka to nie wszystko!

Zdrowi, ale chorują
Choroba lokomocyjna, wbrew nazwie, nie jest właściwie chorobą. To tylko reakcja prawidłowo reagującego mózgu niepokojonego przez wrażliwy błędnik, dobry wzrok i „czujne” czucie głębokie. Osoby z uszkodzonym błędnikiem mogą cierpieć na zaostrzone objawy choroby lokomocyjnej, ale może też być odwrotnie. To zależy od rodzaju uszkodzenia tego narządu. Środki stosowane przed podróżą mają za zadanie przytępienie zmysłu równowagi, a więc oszukanie mózgu.
Dlaczego jedni cierpiˆ na chorobę lokomocyjnˆ, a inni nie? Mózgi jednych radzˆą sobie ze sprzecznymi informacjami z ciała i środowiska, a innych nie (nie znaczy to jednak, że są w jakikolwiek sposób wadliwe). Dlaczego często wyrastamy z choroby lokomocyjnej?
Nasz mózg po prostu uczy się jak godzić ze sobą sprzeczne wrażenia. Im więcej podróżujemy, tym więcej stwarzamy mu okazji do nauki. Błędnik można też wyćwiczyć (robią to np. tancerze baletowi).
Na chorobę lokomocyjna chorują nawet niewidomi. Wprawdzie zmysł wzroku nie wysyła wtedy komunikatów do mózgu, ale sprzeczności informacji występują między czuciem głębokim a błędnikami. Co ciekawe, chorobę lokomocyjną się dziedziczy. Decydują o niej np. cechy błędnika, które są dziedziczone. To dziedziczenie nie polega jednak na tym, że jeśli na chorobę lokomocyjną cierpieli rodzice, to będzie na nią cierpiało dziecko. Jest to o wiele bardziej skomplikowane. Skłonność do choroby lokomocyjnej może ujawnić się np. w trzecim czy dziesiątym pokoleniu albo wcale. Wrażliwość na chorobę lokomocyjną słabnie po alkoholu. Alkohol przytępia zmysły, odbiór bodźców i czujność mózgu.
A czy choroba górska wiąże się z chorobą morską? Absolutnie nie. Choroba górska, inaczej wysokościowa, w ogóle nie ma związku z narządem równowagi. Jest reakcją na (występujący zwykle powyżej 2700 m n.p.m.) niedobór tlenu w powietrzu. Ludzki organizm jest przystosowany do większego stężenia tlenu we wdychanym powietrzu. Mniejsze powoduje niedobór tlenu we krwi, niedotlenienie mózgu i niedożywienie komórek. Dochodzi wtedy do hipoksji czyli niedoboru tlenu w tkankach. Zaburzenia w wymianie gazów w organizmie prowadzą do gromadzenia się w tkankach dwutlenku węgla. Mózg reaguje na to jak na zatrucie, bo rzeczywiście, jest to zatrucie dwutlenkiem węgla. Wysyła „rozkaz” do ośrodka wymiotnego, a ten z kolei do żołądka. Objawami choroby górskiej poza wymiotami są: zawroty głowy, ból mięśni, obrzęki kończyn i twarzy. Chorego trzeba przenieść niżej i podać mu tlen.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki