Byli ministranci chcą gigantycznego odszkodowania od diecezji tarnowskiej. Chodzi o 12 milionów złotych!
Nie doszło do ugody pomiędzy tarnowską kurią a grupą byłych ministrantów pokrzywdzonych przez byłego księdza Mariana W. Onet informuje, że mężczyźni molestowani seksualnie przez duchownego żądają łącznie aż 12 milionów złotych. W związku z tym pokrzywdzeni prawdopodobnie skierują sprawę do sądu. Marian W. będąc księdzem wielokrotnie zmieniał parafie. Z czasem otrzymał nawet funkcję proboszcza. Onet podaje, że odszkodowania domaga się ośmiu byłych ministrantów. Każdy z nich chce 1,5 mln złotych, co w sumie daje gigantyczną kwotę.
Oficjalnie do zgłoszenia nadużyć ks. W. doszło w 2019 r. Pokrzywdzeni zwracają jednak uwagę, że tarnowska kuria już wcześniej mogła otrzymywać niepokojące sygnały dotyczące duchownego, dlatego tak często zmieniał on parafie. Przypomnijmy, że na początku roku Sąd Rejonowy w Nowym Targu zdecydował o powtórzeniu procesu w sprawie Mariana W. Postępowanie toczyło się z wyłączeniem jawności, dlatego powód takiej decyzji nie jest znany. Marian W. został wydalony ze stanu duchownego. Poniżej dalsza część artykułu.
Oto największe skandale w kościołach. Orgia w Dąbrowie Górniczej to tylko wierzchołek góry lodowej
Diecezja zbankrutuje przez molestujących księży? Biskup z zarzutami
Gigantyczne kwota, której domagają się byli ministranci pokrzywdzeni przez ks. Mariana W. to niejedyne roszczenie finansowe skierowane przeciwko diecezji tarnowskiej. Zadośćuczynienia chce również ofiara byłego księdza Stanisława P. Diecezja odrzuciła to żądanie twierdząc, że nie ponosi odpowiedzialności za postępowanie upadłego kapłana, a zapłata odszkodowania oznaczałaby odpowiedzialność zbiorową. Stanisław P. został już wyrzucony ze stanu duchownego.
Problemy z prawem nie ominęły również osobiście ordynariusza tarnowskiego bp. Andrzeja Jeża. Prokuratura przedstawiła mu zarzut zaniechania obowiązku niezwłocznego zgłoszenia wykorzystywania seksualnego małoletnich przez duchownych. W wydanym oświadczeniu tarnowska kuria odpiera ten zarzut twierdząc, że biskup działał zgodnie z prawem.