Podmuch nieba zabrał księdzu seicento

2018-07-18 14:41

Nieokiełznane siły natury uderzają na oślep, nie oszczędzają nikogo. Kiedy nad Bartągiem (woj. warmińsko-mazurskie) przeszła silna nawałnica, najbardziej ucierpiał miejscowy proboszcz. Powalone wiatrem drzewo spadło na jego samochód, który stał tuż przed budynkiem plebanii.

Było ok. godz. 15. Szłam ze sklepu, jak się rozpętała nawałnica. Niebo w jednej chwili stało się granatowe, wiatr dął, że ledwie trzymałam się na nogach. Waliły pioruny, usłyszałam huk walącego się drzewa - opisuje pani Anna (54 l.), mieszkanka Bartąga. - Kiedy zbliżyłam się do plebanii, zobaczyłam połamany pień leżący na czerwonej strzale proboszcza - tak mówimy z mężem na jego seicento. Straż pożarna pojawiła się bardzo szybko, bo remiza jest obok kościoła – dodaje.

W ruch poszły piły i topory, strażacy pocięli zwalone drzewo na kawałki i odsłonili seicento. Powyginana karoseria, roztrzaskane szyby… Ks. Leszek K. (53 l.) ze smutkiem popatrzył na wrak i zniknął. Pojawił się następnego dnia. Przyjechał nowym SUV-em Nissana.

Zapytaliśmy się proboszcza o jego stratę. - Nie szukajmy w tym sensacji, widocznie Bóg tak chciał. Ważne, że nikomu nic się nie stało. Teraz przepraszam, ale muszę odprawić mszę świętą – powiedział wznosząc oczy ku niebu

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki