Warszawa: Dwa miesiące czekamy na lekarza

2010-08-12 19:00

Czy tak powinno traktować się ludzi, którzy całe życie płacą składki zdrowotne? Helena Nowak (68 l.) od czerwca próbuje wezwać do domu neurologa, który zbadałby jej przykutego do łóżka męża. Nie może, bo całe Bielany i Żoliborz obsługuje zaledwie jeden specjalista, który w dodatku jest teraz na chorobowym!

Polikarp Nowak (67 l.) blisko 17 lat temu dostał udaru mózgu i od tego czasu wymaga systematycznych kontroli. Wcześniej nie było z tym problemu, ale od końca 2008 roku, gdy złamał udo, jest skazany na wizyty domowe. Pani Helenie udało się zorganizować jedną, potem jakoś sobie radziła, np. przedłużając recepty na leki u lekarza rodzinnego.

Niestety, na początku czerwca stan pana Henryka znacznie się pogorszył. - Coraz częściej nie było z nim kontaktu, przestał poznawać mnie i córkę - opowiada ze smutkiem pani Helena, która zaczęła podejrzewać, że mężowi zaszkodziły nowe leki. Próbowała ściągnąć do domu lekarza z przychodni przy Szajnochy, niestety, szybko okazało się, że nie ma na to szans, bo ten, który opiekuje się mężem, jest na kilkumiesięcznym zwolnieniu. Co więcej, na spotkanie z innym nie ma szans, bo na całe Bielany i Żoliborz przypada dosłownie jeden neurolog prowadzący wizyty domowe! - To jakaś kpina - komentuje pani Helena. - Nie stać mnie na prywatną wizytę specjalisty - dodała.

Koordynator do spraw lecznictwa z SPZZLO Żoliborz dr Wojciech Borkowski (56 l.) od razu uderzył się w pierś. - Rzeczywiście, fatalnie się złożyło. Traf chciał, że nasz neurolog sam ma problem ze zdrowiem - tłumaczy i zapewnia, że zadba o to, by do pana Polikarpa lada dzień zajrzał neurolog. Godne pochwały, ale warto pomyśleć też o reszcie pacjentów. Dobrym rozwiązaniem, praktykowanym zresztą z powodzeniem na całym świecie, jest znalezienie lekarza na zastępstwo.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki