To miał być wieczór pełen muzyki, emocji i wzruszeń. 9 sierpnia PGE Narodowy w Warszawie pękał w szwach − na scenie Max Korzh (Maks Korż), jeden z największych artystów Europy Wschodniej, a na trybunach i płycie stadionu − dziesiątki tysięcy fanów. Wszyscy śpiewali, tańczyli i bawili się, aż do momentu, gdy atmosfera zgęstniała.
W tłumie nagle pojawiła się banderowska flaga. Symbol, który w Polsce budzi ogromne kontrowersje i kojarzy się z krwawą historią Wołynia. Flaga była wyraźnie widoczna i unosiła się nad głowami bawiących się ludzi przez dłuższą chwilę. Niektórzy reagowali okrzykami, inni wyciągali telefony i nagrywali.
Skandal z flagą to nie jedyny incydent. Jeszcze dzień przed koncertem, na terenie dawnych działek PKP przy ul. Ordona na warszawskiej Woli, odbył się nieformalny zlot fanów Korzha. Setki osób piły, puszczały głośną muzykę i robiły bałagan, co spotkało się z irytacją mieszkańców warszawskiej Woli. W końcu interweniowała policja.
− Organizator nie miał zgody na tak dużą imprezę masową, która też wymaga szczególnych przygotowań i zabezpieczeń. Policjanci byli na miejscu przed godz. 18, nie mieli wcześniej wiedzy o zaplanowanym tak dużym zgromadzeniu w tym miejscu. W miarę wzrostu liczby uczestników siły policyjne zostały adekwatnie zwiększone. W szczytowym momencie w akcji udział brało kilkuset policjantów. W wyniku działań policji po godz. 22 organizator zakończył wydarzenie − pisał Krzysztof Strzałkowski, burmistrz dzielnicy.
− Funkcjonariusze podczas swoich działań związanych z zakłóceniem porządku publicznego w okolicy ul. Ordona wystawili kilkadziesiąt mandatów i zatrzymali 6 osób. Jest przygotowany także wniosek do Sądu o ukaranie organizatora tego wydarzenia − dodał.
Uczestnicy zgromadzenia pozostawiali po sobie wielkie śmietnisko. Jak tłumaczył Strzałkowski, służby miejskie odpowiedzialne za sprzątnięcie tego wszystkiego będą wyceniać swoje działania. – Następnie zwrócimy się do organizatora o pokrycie kosztów sprzątania – podsumował.