Korwin-Piotrowska o seksie w "Kamerdynerze". Oberwało się także Fabijańskiemu

2018-09-12 8:20

"Kamerdyner" to jedna z najbardziej wyczekiwanych polskich produkcji kinowych ostatnich lat. Od pierwszego klapsa na planie zdjęciowym minęły aż trzy lata. Wczoraj, we wtorek 11 września w Teatrze Polskim odbyła się uroczysta premiera obrazu. Niestety, nie wszystkim film przypadł do gustu. Karolina Korwin-Piotrowska (47 l.) zaraz po wyjściu z sali podzieliła się swoimi przemyśleniami. Najbardziej oberwało się Sebastianowi Fabijańskiemu (31 l.). 

Karolina Korwin Piotrowska

i

Autor: AKPA

Akcja filmu "Kamerdyner" rozpoczyna się w 1900 roku, gdy na świat przychodzi Mateusz Kroll - grany przez Sebastiana Fabijańskiego. Po śmierci matki, chłopiec zostaje przygarnięty przez arystokratkę Gerdę von Krauss (Anna Radwan) i dorasta u boku Marity (Marianna Zydek), swojej rówieśniczki, córki von Kraussów. Między młodymi wybucha uczucie, na tle którego dzieje się historia. Karolina Korwin-Piotrowska ma jednak sporo uwag zarówno do scen z ich udziałem, jak również samego Fabijańskiego.

Talent to niesłychany, osobowość magnetyczna, ale granie gangsterów u Vegi i wpadanie w jeden schemat, fatalny aktorski nawyk ma swoje następstwa. Mateusz, tytułowy Kamerdyner, w filmie Bajona momentami ginie, staje się niewidoczny, przykryty a to przez Marianne Zydek, a to przez Marcela Sabata, o Annie Radwan nie wspomnę. To postać strasznie nierówna, której nie da się zagrać mrocznym spojrzeniem spod fantazyjnej grzywy, które znamy z innych filmów tego aktora. Są tam sceny wspaniałe - choćby przeistoczenie się w Kamerdynera, owo nalewanie alkoholu przyrodniemu bratu, scena ostatnia, świetne sceny gry na fortepianie, kipiące od autentycznych emocji, scena w Kościele wspaniała, ale to podobno jest film o miłości, o uczuciach, a tego tego tam, mimo sloganu reklamowego nie ma - emocje są jak z czytanki, szczątkowe, wątek romantyczny kiczowaty, jak z katechizmu - zero erotyki, zero młodzieńczej cielesności, pocałunki jak z podręcznika dla wiecznych dziewic... i niedopracowany (świece, serio?), a na tym Fabijanski tylko traci. A szkoda - pisze na swoim Instagramie Karolina Korwin-Piotrowska.

Wyświetl ten post na Instagramie.
...coś o złych wyborach wie i o aktorskim fatum Sebastian Fabijanski. Talent to niesłychany, osobowość magnetyczna, ale granie gangsterów u Vegi i wpadanie w jeden schemat, fatalny aktorski nawyk ma swoje następstwa. Mateusz, tytułowy Kamerdyner, w filmie Bajona momentami ginie, staje się niewidoczny, przykryty a to przez Marianne Zydek, a to przez Marcela Sabata, o Annie Radwan nie wspomnę. To postać strasznie nierówna, której nie da się zagrać mrocznym spojrzeniem spod fantazyjnej grzywy, które znamy z innych filmów tego aktora. Są tam sceny wspaniałe- choćby przeistoczenie się w Kamerdynera, owo nalewanie alkoholu przyrodniemu bratu, scena ostatnia, świetne sceny gry na fortepianie, kipiące od autentycznych emocji, scena w Kościele wspaniała, ale to podobno jest film o miłości, o uczuciach, a tego tego tam, mimo sloganu reklamowego nie ma- emocje są jak z czytanki, szczątkowe, wątek romantyczny kiczowaty, jak z katechizmu- zero erotyki, zero młodzieńczej cielesności, pocałunki jak z podręcznika dla wiecznych dziewic... i niedopracowany( świece, serio?), a na tym Fabijanski tylko traci. A szkoda. Bo ma momenty fantastyczne. Pytanie tylko, czy publiczność zakochana w nim po Vedze, kupi go w tej odsłonie, kostiumowej, koturnowej momentami, chwilami chaotycznej. No i aktor tej klasy, z takim talentem, mógłby wreszcie popracować nad dykcja- w towarzystwie takich tuzów jak Woronowicz czy Szyc albo Olbrychski, naprawdę głupio, kiedy giną samogłoski..,Ale i tak wszystko jest lepsze od Botoksu. CD przy następnym zdjęciu Post udostępniony przez karolina korwin piotrowska (@karolinakp)

Ostatecznie jednak film zyskał uznanie dziennikarki. "Podsumowując: mimo uwag, bardzo wielu, nie ma lipy, taniości, widać ogromna pasje, miłość do kina i do tej ciekawej, choć jak uważam, pękniętej mocno historii. Brakuje mi tu nie tyle warsztatu, ale odwagi. Pójścia dalej, mocniej, robienia nie ładnej etiudy, ale kina. Widz jest gotów dzisiaj i na seks gejowski, na zbliżenie na służąca rozbierajaca się przy mapie Europy, na erotyczne, seksowne zbliżenie dwojga, podobno zakochanych w sobie do szaleństwa, młodych ludzi. Rozumiem, ze to kino lekko skrojone pod szkoły, na 100 lecie niepodległości, ale na miłość boska, ludzie uprawiają seks, w różnych konfiguracjach, a młodzież, nawet ta najbardziej patriotyczna, pęknie ze śmiechu widząc scenografie do sceny erotycznej rodem z Perfekcyjnej Pani Domu... Marzyloby mi się więcej szarzy w stylu „Zmierzchu bogów”. Nie dostałam jej. Już „Magnat” byl bardziej pokręcony, szalony, nieobliczalny, wzbudzający na twarzy widza rumieniec zakłopotania, a to film z 1987 roku! " - pisze.

Wyświetl ten post na Instagramie.
To, jak napisałam, film aktorski, to aktorzy robią z tego całość, genialny Simlat, Szyc,Orzechowski, Baar, Sabat, Zamojska, choć uprzedzam- początek historii jest dla wytrwałych twardzieli- wieje nuda, okraszona ładnymi w obrazku konnymi przejażdżkami z jednej strony kadru na druga, a wszystko to utopione w zieleni rodem z filtrów na Instagramie.... Dla mnie ten film naprawdę zaczął się w momencie wybuchu II wojny światowej, mamy wreszcie KINO z rozmachem, emocji jest nagle moc a i historia o mordzie w Piasnicy, opowiedziana jest zaiste brawurowo, z nerwem, tempem nawiązująca do słynnego „Szpitala przemienienia”, gdzie również Edward Zebrowski pokazał brutalny mord na pacjentach zakładu psychiatrycznego. Wstrząsające to sceny, których temperaturę podkreślają doskonale zdjęcia, muzyka, montaż. Podsumowując: mimo uwag, bardzo wielu, nie ma lipy., taniości, widać ogromna pasje, miłość do kina i do tej ciekawej, choć jak uważam, pękniętej mocno historii. Brakuje mi tu nie tyle warsztatu, ale odwagi. Pójścia dalej, mocniej, robienia nie ładnej etiudy, ale kina. Widz jest gotów dzisiaj i na seks gejowski, na zbliżenie na służąca rozbierajaca się przy mapie Europy, na erotyczne, seksowne zbliżenie dwojga, podobno zakochanych w sobie do szaleństwa, młodych ludzi. Rozumiem, ze to kino lekko skrojone pod szkoły, na 100 lecie niepodległości, ale na miłość boska, ludzie uprawiają seks, w różnych konfiguracjach, a młodzież, nawet ta najbardziej patriotyczna, pęknie ze śmiechu widząc scenografie do sceny erotycznej rodem z Perfekcyjnej Pani Domu... Marzyloby mi się więcej szarzy w stylu „Zmierzchu bogów”. Nie dostałam jej. Już „Magnat” byl bardziej pokręcony, szalony, nieobliczalny, wzbudzający na twarzy widza rumieniec zakłopotania, a to film z 1987 roku! Ten film jednak mógł zrobić tylko ktoś szalony i nawiedzony jak Bajon, jak Artysta kina, którym on jest od zawsze; walczyć o niego tyle lat i doprowadzić wszystko do końca, z efektem, który zadowala, choć chciałoby się więcej. To moze być hit. To będzie hit. Post udostępniony przez karolina korwin piotrowska (@karolinakp)

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki