Chłopak Raczka: Tomek pierwszy powiedział "kocham"

2009-02-22 7:00

Po raz pierwszy w polskiej prasie pisarz Marcin Szczygielski (37 l.) opowiada szczerze o swoim związku z Tomaszem Raczkiem (53 l.)

Kiedy przyjechałem do Warszawy, miałem chłopaka i to był mój pierwszy poważny związek. Niestety, nie udał się. To było dla mnie dosyć traumatyczne przeżycie. Przez rok z nikim się nie spotykałem i uważałem, że są ważniejsze sprawy. Nie chciałem się angażować w żadne związki.

Przyszedł taki moment, że zgadałem się z ówczesnym przyjacielem i powiedziałem mu, że w sumie może i bym się z kimś umówił na randkę. Ale z kimś starszym ode mnie, kimś, kto ma już dobrze poukładane w głowie. Znajomy pomyślał i powiedział, że jak tak, to żebym przyszedł jutro do niego na kolację. Oczywiście nie wiedziałem, kto tam będzie, a okazało się, że tam był Tomek. Ja znałem go z telewizji, z programu "Perły z lamusa". Wszystkie moje koleżanki z liceum oglądały go i uważały, że jest bardzo przystojny. Mnie też się podobał..

Więc jak zobaczyłem Tomka na kolacji, to się trochę zdenerwowałem. To był ktoś bardzo znany. Bałem się, że będzie zarozumiały. Okazał się jednak strasznie fajnym facetem. Wtedy też rozstał się ze swoim partnerem... Zauważyłem, że on jest mną zainteresowany. Ja też byłem nim, ale wtedy byłem młodym grafikiem, on znanym facetem z telewizji. Pomyślałem, że on ma szanse poznać tylu fajnych ludzi, że ze mną to nie wypali. Tym bardziej że była taka różnica wieku - on miał 36, a ja 20 lat. Tomek zadzwonił do mnie jednak po 2 dniach i zapytał, czy chciałbym z nim iść na sylwestra. Bardzo chętnie się zgodziłem i najpierw poszliśmy do Teatru Wielkiego na spektakl baletowy. Potem trafiliśmy na imprezę do znajomych. O północy był pierwszy pocałunek, a potem przegadaliśmy całą noc. I po tym sylwestrze Tomek uznał już, że jesteśmy parą. Uważałem, że to trochę za szybko. On natomiast od razu zaczął mówić, że powinniśmy razem zamieszkać. Nie mieściło mi się to w głowie.

Dwa tygodnie później Tomek przyjechał do mojego mieszkania i stanął w drzwiach z jakimś facetem. Nie miałem pojęcia, o co chodzi, a Tomek wypalił: "Marcin, to jest Adam. Adam wynajmie twoje mieszkanie". No i w ten sposób dowiedziałem się, że wprowadzam się do niego. Zostałem postawiony pod murem. Pomyślałem wtedy, że jak to się odbywa w taki sposób, to on na pewno miał już takich facetów miliony i że to nie ma szans. Przez kilka kolejnych miesięcy byłem sceptyczny co do naszego związku. Jednak jak się okazało, to była miłość od pierwszego wejrzenia i nie było sensu się przed nią bronić.

Miałem wtedy 20 lat, byłem jeszcze dzieciakiem, a on dorosłym facetem i zastanawiałem się, co może być dla niego atrakcyjne w relacji z kimś o wiele młodszym. Myślałem, że jest duża przepaść i intelektualna, i pod względem doświadczeń. Jednak okazało się, że to nie ma znaczenia. Nawet myślę, że lubił mnie uczyć wielu nowych rzeczy.

Tomek pierwszy mi powiedział, że mnie kocha. Już po kilku dniach. Na początku troszkę się obruszyłem, że tak szybko mi to powiedział, bo pomyślałem, że tak szybko to nie może być wiele warte. No, ale okazało się zupełnie inaczej. Ja mu od razu wtedy nie odpowiedziałem. Dopiero po jakimś czasie. Jednak szybko wiedziałem, że się w nim zakochałem, tylko nie chciałem się z tym od razu zdradzić.

Swojej mamie powiedziałem oficjalnie, że jestem gejem, jak miałem 17 lat, a Tomek dopiero, jak się poznaliśmy. Nasze rodziny zaakceptowały nasz wybór i wszyscy się bardzo lubimy.

Podział ról w naszym związku po latach troszkę się zmienił. Najpierw to Tomek pełnił rolę takiego przywódcy, który głównie podejmuje decyzje. Mnie to wtedy nie przeszkadzało, bo do tej pory w związkach to ja byłem tym decydującym i byłem już tym trochę zmęczony. Jednak po latach przestało mi to pasować, taka rola potulnego i spolegliwego faceta. W sumie około "30" zacząłem też być dojrzałym facetem. Wtedy pojawiły się różne konflikty. Jemu trudno było się z tym oswoić...

Czasami bywamy o siebie zazdrośni, ale po latach to się trochę zmieniło. Po prostu jesteśmy pewniejsi wielu rzeczy. Pamiętam, jak jeszcze pracowałem w "Playboyu", to on dokładnie wiedział, że z pracy do domu jadę 45 min. Gdy wracałem godzinę, to już się mnie wypytywał, co ja przez te 15 min. robiłem!

Nam nie jest potrzebny papier, żeby udowodnić, że jesteśmy razem. Ale zalegalizowanie naszego związku ułatwiłoby nam wiele codziennych spraw, takich jak urzędowe czy zdrowotne.

Ale nie mamy potrzeby, żeby publicznie chodzić, trzymając się za rękę.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki