To Żmuda Trzebiatowska miała zagrać Blondynkę. Dlaczego 10 lat temu odrzuciła rolę?

2020-01-13 8:43

Dopiero niedawno MARTA ŻMUDA TRZEBIATOWSKA zdradziła, że to ona miała grać główną rolę w serialu „Blondynka”. Dlaczego zdecydowała się na to dopiero teraz? Czy żałuje decyzji sprzed lat? I dlaczego o mały włos nie porzuciła aktorstwa?

Blondynka sezon 8 - powtórki. Kiedy oglądać i o której godzinie?

i

Autor: Materiały TVP Blondynka sezon 8 - powtórki. Kiedy oglądać i o której godzinie?

- Jak się pani podoba sobie w blondzie?

- Ta metamorfoza bardzo mnie odświeżyła i dodała energii. Bardzo się cieszyłam, że pojawił się zawodowy pretekst, do tego żeby coś zmienić w wyglądzie, bo każda kobieta czasami ma na to ochotę. Przez długi czas ze względu na różne projekty, byłam - w pewnym sensie - „niewolnikiem swojego wizerunku”, więc ta zmiana mnie bardzo ucieszyła.

- Podobno to pani od samego początku miała grać główną rolę w „Blondynce”. Jak to się stało, że wtedy, w 2010 r. tak się jednak nie stało? I dlaczego zdecydowała się pani teraz powrócić do tej roli?

- Wtedy się po prostu nie złożyło, bo wygrały inne marzenia zawodowe, które bardzo chciałam zrealizować. Ale gdy po 10 latach ta propozycja powróciła, pomyślałam, że może to jest jakaś przewrotność losu i zaczęło mnie korcić. Pomyślałam, że może warto spróbować i zobaczyć, jak to by było, gdybym się zgodziła. Chociaż na pewno jest inaczej, bo wtedy to ja bym kreowała świat Sylwii. Teraz miałam trochę trudniejsze zadanie. Musiałam na swój sposób kontynuować to, co tak pięknie stworzyły moje poprzedniczki. Jednak było to ciekawe wyzwanie i cenne zawodowe doświadczenie.

- Wtedy zamiast pani ostatecznie Blondynkę zagrała Julia Pietrucha, która dzięki niemu stała się gwiazdą. Czy widząc sukces tego serialu, nie żałowała pani, że jednak odrzuciła tę rolę?

- Nigdy nie żałuję swoich zawodowych decyzji. Jest wiele ról, których nie przyjęłam. Taki już los aktora.... To są moje decyzje i moja droga zawodowa. Gdy podejmuję jakąś decyzję, staram się już do tego nie wracać. Bardzo się cieszyłam z sukcesu Julii i uważam, że ona pięknie się wpisała w ten serial i bardzo pasowała do tej roli, więc myślę, że była bardzo trafioną Blondynką. Ja jednak zawsze będę tylko farbowaną (śmiech).

- Z rolą Sylwii zmierzyły się także Joanna Moro i Natalia Rybicka. Pani jako czwarta już aktorka wcielając się w tą postać. Inspirowała się swoimi poprzedniczkami czy wolała stworzyć ją od początku po swojemu?

- Inspirować się? Raczej nie. Zagrać po swojemu? Trochę tak, ale też nie do końca, bo reżyser cały czas czuwał, żeby to jednak była kontynuacja tego, co widzowie już znają. Nie mogłam więc sobie całkiem pofolgować i zmieniać charakter serialowej Sylwii. On jest wyraźnie ukształtowany i taką Blondynkę pokochali widzowie, więc jestem im winna kontynuować to co stworzyły: Juli, Asia i Natalia. Oczywiście gdzieniegdzie reżyser dawał mi wolną rękę i wówczas to była moja interpretacja, moje emocje i pewnie też trochę mój styl bycia.

- Kulisy takiej produkcji nie są chyba łatwe, w końcu w tym serialu ważnym aktorem drugoplanowym są zwierzęta, Jak się pracuje na planie z takim partnerem?

- Łatwo rzeczywiście nie jest (śmiech). Gdy pracuje się ze zwierzętami, zdjęcia często się przedłużają, a my musimy być elastyczni i czujni. Trzeba pamiętać, że to nie zwierzę się do ciebie dopasuje, tylko ty musisz się dopasować do zwierzęcia. Współpraca z nimi jest tak samo wymagająca jak z dziećmi, z którymi też już pracowałam na planie. Widziałam więc, że tak będzie. Myślę, że moje doświadczenie zawodowe, świadomość kamery – to wszystko mi bardzo pomagało. Wiem, że to ja muszę się przesunąć, tak żeby nie wyjść z kadru, być w świetle, a jednocześnie żeby zwierzę też się w kadrze znalazło, więc jakoś dawaliśmy radę.

- Widzowie znają panią przede wszystkim jako gwiazdę z czerwonego dywanu, z okładek kolorowych pism, ale nie każdy wie, że wieś to nie tylko serialowy plan „Blondynki”, ale też pani korzenie. Tu spędzała pani każde wakacje u dziadków…

- Pochodzę z małej miejscowości, wychowałam się na wsi, więc czerwony dywan to z pewnością nie jest moje naturalne środowisko. Zdecydowanie bliższe jest mi bieganie na bosaka po trawie, zwierzęta i raczej sielskie, spokojne życie niż show-biznesowy szum. Pamiętam jak przyjechałam do Warszawy i po raz pierwszy pojawiłam się na czerwonym dywanie. Takiego bólu głowy nie miałam chyba nigdy (śmiech)!

- Niewiele jednak brakowało, a nie tylko nie zobaczylibyśmy pani w „Blondynce”, ale w ogóle zniknęłaby pani z ekranów. Niedawno przyznała pani, że poważnie zastanawiała się po urodzeniu nad porzuceniem aktorstwa. Z czego wynikał ten kryzys?

- Myślę, że kryzysy zdarzały częściej, niż tylko wtedy. Tamten akurat był spowodowany po prostu najzwyklejszym wypaleniem, zmęczeniem, poniekąd wynikającym z powielających się, podobnych do siebie, propozycji zawodowych. Uznałam, że życie jest po prostu tak krótkie, że warto by było zrobić coś jeszcze, zająć się czymś interesującym, może nie koniecznie aktorstwem.

- Ale coś sprawiło, że jednak pani pozostała na ekranach.

- Zdecydowanie wpłynęła na to propozycja od Xawerego Żuławskiego i rola w filmie „Mowa ptaków”, chociaż tak naprawdę to, jak się okazało, tę propozycję dostałam jeszcze od Andrzeja Żuławskiego. To mi dało motywację do pracy i nową energię.

Blondynka
Emisja w TV:
piątek 20.35 TVP 1

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki