Niecodzienny incydent na planie "Rolnik szuka żony 6". Marta Manowska musiała interweniować

2019-07-12 7:06

Już wkrótce kolejni rolnicy staną przed szansą znalezienia miłości swojego życia. Zdjęcia do 6. edycji programu „Rolnik szuka żony”, którą zobaczymy jesienią, już się rozpoczęły. Prowadząca MARTA MANOWSKA uchyliła nam rąbka tajemnicy i zdradziła, co zobaczymy w nowym sezonie.

Marta Manowska

i

Autor: Akpa Marta Manowska

- Rodzinka „Rolnika” rośnie z roku na rok. Do ilu ślubów już doszło dzięki programowi?

- Po pięciu edycjach to już jest sześć małżeństw i sześcioro dzieci, a teraz czeka nas kolejny ślub, tym razem Kasi i Piotrka, którzy też już mają maleństwo. Coraz więcej tych par. Myślę, że to jest ogromny sukces tego programu, ale wielkim sukcesem jest też to, jak nasi bohaterowie się otwierają, jak stają się odważniejsi, bo trzeba mieć odwagę, żeby zgłosić się do tego programu. Co roku zastanawiam się co powiedzieć podczas powitania nowych uczestników i mam wrażenie, że właściwie mieści się to w jednym zdaniu, czyli podziękowaniu tym osobom za odwagę, którą się wykazują walcząc o swoje szczęście.

- Była pani na wszystkich weselach, do których doszło dzięki programowi?

- Jesteśmy zapraszani, nie tylko ja, ale też cała ekipa programu. Czasami zawodowe obowiązki na to nie pozwalają, ale jeżeli mogę, to zawsze jestem na ślubie. Byłam już na weselu Agnieszki i Roberta oraz Pawła i Małgosi. U Ani i Grzegorza niestety nie mogłam być, mieliśmy wtedy premierę w teatrze, ale mam nadzieję, że u Kasi i Piotra też uda nam się być, chociaż mamy tego dnia zdjęcia.

- Ale na weselu się nie kończy. Podobno każde dziecko uczestników programu dostało też od pani specjalnego misia...

- Tak. Pomyślałam sobie, że miś to taki bardzo ważny atrybut, który się pamięta z dzieciństwa i do którego potem się wraca. Ja też pamiętam swojego, więc jak szukałam pomysłu na prezent, to pomyślałam sobie, że taki duży miś, to jest to. Każdy powinien mieć swojego. I akurat się tak zdarzyło, że te same misie trafiły do syna Ani i Grzegorza oraz Roberta i Ani – tak się zaczęło.

SE TV 28 Wywiad

i

Autor: Marek Zieliński

- Uczestnicy nowej edycji poznali już kandydatki na przyszłe żony. Jak wyglądało to pierwsze spotkanie?

- To jest niewiarygodne, bo jak się o tym myśli z perspektywy czasu, to kiedyś tam na górze stał Grzegorz, a na dole Ania. Kiedyś na górze stał Robert, a na dole Agnieszka, i też się wtedy spotkali po raz pierwszy. Te pierwsze uściski dłoni zamieniły się w zawiązanie węzła małżeńskiego. Dlatego to jest taki moment, że ciarki przechodzą. Moment ogromnego skupienia, intymności. My wszyscy trzymamy się wtedy z boku, ja też usuwam się na bok i podglądam te pierwsze spotkania, choć oczywiście niewiele jeszcze da się z tego wyczytać.

- Jakie wrażenie zrobili na pani bohaterowie 6. edycji?

- Są bardzo naturalni, poważnie myślą o swojej przyszłości i o sobie. Są konkretni, to też dobrze rokuje na przyszłość. Już odcinek, w którym rolnicy odczytywali listy od kandydatek był bardzo konkretny, co mi się bardzo podobało, bo te decyzje padały dość odważnie, sprawnie. Wiedzą mniej więcej kogo szukają i o jakiej osobie marzą u swojego boku. Bardzo mnie też porwały pasje naszych bohaterów, bo są unikatowe i wyjątkowe, a także ich zaradność, ale też uczuciowość, bo były już między nami pierwsze wzruszenia, zanim jeszcze bohaterowie poznali kandydatki. Myślę, że to będzie bardzo energetyczna, a zarazem bardzo uczuciowa i wzruszająca edycja.

- Na co dzień mieszka pani w Warszawie, ale dużą część roku spędza pani na wsi. Gdzie czuje się pani lepiej?

- Cieszę się, że w moim przypadku się to łączy, bo trochę czasu spędzam na wsi, a trochę w dużym mieście i dobrze mi z tym. Zawsze kiedy jestem za długo w mieście, to tęsknię już za naturą, a jak jestem dłużej tam to już tęsknię, żeby na chwilę przyjechać do miasta. Mam to szczęście, że połowę roku żyję w naturze, a połowę w mieście i chyba bym tego nie chciała zmieniać. To ma swoje plusy i minusy, to są wygody i niewygody. To jest życie w nieustannej trasie, na walizkach, w różnych miejscach. Codziennie się przenosimy gdzie indziej, ale ekipa jest fenomenalna i właściwie to już jesteśmy zżyci jak rodzina.

- Czy potrafi pani wydoić krowę?

- Obiecywałam, że w tej edycji spróbuję.

- Dałaby pani radę zmierzyć się z zadaniami, które czekają na kobiety na gospodarstwie?

- Nie raz już wskakiwałam na ciągnik, cięłam łany zboża, robiłam nawet w tym roku zastrzyk cielakowi, który był chory! Pierwszy raz w życiu robiłam zastrzyk komukolwiek. To akurat nie poszło do emisji, ale była taka sytuacja, więc, jak widać, ja też jestem zaskakiwana. Myślę, że do tego można się przyzwyczaić. Jeśli dla kogoś natura jest ważna i kocha się zwierzęta, to bariery znikają. Poza tym sami bohaterowie powtarzają, że teraz nie ma już tyle tak ciężkiej fizycznie pracy, jak kiedyś.

- Ten program zmienił życie nie tylko jego uczestników. Z dnia na dzień stała się pani gwiazdą. Co popularność zmieniła?

- Tak naprawdę niewiele. Zmieniła to, że mam szansę robić w życiu to, co kocham. Coraz więcej możliwości pojawia się na horyzoncie i to jest taka główna zmiana. Pracowałam ciężko na to, żeby móc pracować tak jak lubię - przez jakiś czas bez przerwy, a potem mieć trochę wolnego. Podoba mi się, że nie pracuję codziennie od 9.00 do 17.00, bardzo długo o to walczyłam. Jestem dumna z tego, co udało się do tej pory zrobić, od momenty, kiedy 6 lat temu zaczynaliśmy. Teraz robimy 6. edycję „Rolnika”, a za chwilę 2. edycję „Sanatorium miłości”. Na co dzień nie odczuwam na szczęście – jakichś niewygód związanych z popularnością. Dostaję za to odludzi dużo dobrej energii i to sobie bardzo cenię.

Emisja w TV:
Rolnik szuka żony
od września w TVP 1

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki