"Ostrzegano nas". Programowi Kossakowskiego wróżono klapę, a okazał się hitem tej wiosny!

2020-05-21 9:43

Każda jego podróż to niezwykła przygoda. W taką, jak w programie “Down the road. Zespół w trasie” nikt wcześniej nie odważył się wyruszyć. Tym razem PRZEMKOWI KOSSAKOWSKIEMU towarzyszyły w drodze osoby z zespołem Downa. W jaki sposób ta niecodzienna wyprawa zmieniła jego życie?

Przemek Kossakowski. Odzyskałem wiarę w ludzi

i

Autor: Materiały prasowe Przemek Kossakowski

- Takiego programu jak „Down the Road. Zespół w trasie” jeszcze w Polsce nie było. Dotąd jedynie telewizja belgijska zdecydowała się na taki format. Obawiał się pan, jak polscy widzowie go odbiorą?

- Tak, z resztą przyznam, że branża była, delikatnie mówiąc, zaskoczona tym pomysłem. Dostawaliśmy dużo sygnałów, że to nie jest dobry pomysł, że program wywoła gwałtowną reakcję i krytykę. Ostrzegano nas, że zostaniemy oskarżeni o wykorzystanie do swojego kolejnego projektu ludzi niepełnosprawnych. Chyba nikt nie myślał, że my po prostu chcemy zrobić coś dobrego, coś co oczywiście będzie częścią oferty telewizji komercyjnej, ale jednocześnie przestrzenią, w której chcemy powiedzieć coś ważnego, pokazać kawałek prawdziwego świata, o którym żaden z nas nie miał pojęcia. Ja także – do czasu, aż spotkałem bohaterów naszego programu.

- Jak pan zareagował na propozycję poprowadzenia tej niezwykłej wyprawy?

- Kiedy szefowa TTV Lidia Kazen powiedziała mi, jest taki pomysł, żebym wziął na wycieczkę po Europie dorosłych ludzi z zespołem Downa, na początku mnie zatkało. Sam zresztą, podobnie jak pani przed chwilą, zapytałem o to, jak na taki program zareagują widzowie, ale powiedziałem, że jeśli się zdecyduje na ten program, to w to wchodzę bez najmniejszego wahania. Z jednej strony zdawałem sobie sprawę, że to może być ryzykowne, ale pociągała mnie możliwość zrobienia czegoś naprawdę nadzwyczajnego.

- Powiedział pan, że przed podróżą sam niewiele pan wiedział na temat tego, jak wygląda życie osób z zespołem Downa. Czego się pan dzięki niej dowiedział?

- Kiedy zaczynaliśmy zdjęcia do programu, nie wiedziałem, że niewiele wiem. Byłem przygotowany teoretycznie, miałem jakąś wiedzę, ale żeby się dowiedzieć, jak to wygląda naprawdę, trzeba wejść w kontakt z tymi ludźmi. Ja byłem przede wszystkim zaszokowany ich otwartością, ale myślę, że w tych reakcjach nie różnię się niczym od widzów, którzy też zwrócili uwagę na to, co dla mnie było tak uderzające, czyli że ci ludzie mówią prawdę. To rzeczywiście może szokować w dzisiejszym świecie (śmiech). Mówią to, co leży im na sercu, ale nie jest to taka prawda, która rani. Oni to robią w sposób uczciwy, po prostu mówią co czują. Potrafią też momentalnie skracać dystans. Poznałem ich rano, a na pierwszym przystanku już się wszyscy obejmowaliśmy. Po pierwszym dniu czułem, jakbym z nimi spędził już miesiąc.

Przemek Kossakowski. Odzyskałem wiarę w ludzi

i

Autor: Materiały prasowe Przemek Kossakowski

- Jakie kraje odwiedziliście i jak reagowano na waszą ekipę na trasie?

- Odwiedziliśmy Czechy, Chorwację, Słowenię, Włochy, Austrię i Niemcy. Pamiętam, kiedy byliśmy nad jeziorem we Włoszech, na takim bardzo eleganckim nabrzeżu pełnym jachtów i czekaliśmy na ustawienie planu. Mieliśmy płynąć łódkami, podeszła do mnie jedna z naszych bohaterek, Ola, i mówi, że chce zatańczyć. Więc zaczęliśmy tańczyć – na chodniku, w miejscu publicznym. Wszyscy ludzie, którzy nas mijali, uśmiechali się do nas. Kiedy byliśmy w Weronie, wieczorem zrobiliśmy imprezę, poszliśmy do knajpy pełnej bawiących się Włochów i raptem okazało się, że po godzinie wszyscy goście zintegrowali się z nami, bawili się razem. To było niesamowite. Takich sytuacji było dużo. Nie mieliśmy ani jednej sytuacji, którą można nazwać nieprzyjemną.

- Mówi się, że podróżne kształcą. Czego pana nauczyła ta?

- Przypomniała mi o tym, co jest w życiu ważne. Bohaterowie tego programu tak naprawdę przywrócili mi wiarę w ludzi. I nie tylko oni. Także to, co zaczęło się dziać dookoła tego cyklu po premierze. Reakcje widzów, których się tak obawialiśmy, okazały się fantastyczne. Ci ludzie wzbudzili w nich bardzo pozytywne emocje, wiarę w to, że można mówić otwarcie o swoich uczuciach i wcale nie trzeba się tego wstydzić. To jest dla mnie bardzo ważna nauka. Nauczyłem się jeszcze czegoś. Tam nie było tylko miło i przyjemnie - oni się kilka razy kłócili, było parę kryzysowych sytuacji, ale niesamowite jest to, w jaki sposób przechodzą nad tym do porządku dziennego, bo na drugi dzień nie ma już śladu po złych emocjach. Pokazali mi jak czerpać radość z chwili, w której jesteśmy. Nie ma znaczenia przeszłość, ani przyszłość. Jest tylko tu i teraz.

Przemek Kossakowski. Odzyskałem wiarę w ludzi

i

Autor: Materiały prasowe Przemek Kossakowski

- Nie pierwszy raz wyruszył pan w podróż, która wymaga odwagi. W programie „Wtajemniczeni” odwiedzał pan miejsca i próbował rzeczy, na które zwykły turysta nigdy by się nie odważył. Czy jest coś, czego się pan boi?

- Na planie „Wtajemniczenia” szukałem swoich granic, ale dla mnie granice to jedno, a lęk to coś innego, bo ja regularnie się bałem. Nie jestem od tego wolny. Cały czas szukam tych granic i cały czas staram się stawiać sobie jakieś nowe wyzwania, ale to nie jest tak, że za każdym razem czuję, że muszę w nim zwyciężyć. Dla mnie wartością jest to, że je podejmuję. To mi też daje pewien luz, świadomość, że mogę odstąpić i dzięki temu przyznawać się do strachu przed kamerami. To prawda, jestem trochę wariatem, ale też nie boję się powiedzieć, że nie dałem rady i myślę, że widzowie to doceniają. Dla mnie najważniejsze są doświadczenia. To jest moja praca i zarabiam w ten sposób, ale tak naprawdę mógłbym to robić nawet za darmo! Dzięki „Wtajemniczeniu” odwiedziłem prawie wszystkie kontynenty, dla mnie to wszystko jest fantastyczną przygodą, która cały czas trwa.

Emisja w TV:
Down the road. Zespół w trasie
poniedziałek 21.30 TVN

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki