Prawdziwe historie

Całe życie na emigracji. Tak żyją Polacy na świecie

2023-07-01 10:30

Przez cały weekend (1-2 lipca) trwa VI Światowy Zjazd Polonii i Polaków za Granicą. Spotkanie organizacji polonijnych, które odbyło się w piątek 30 czerwca w Kancelarii Premiera było okazją do wysłuchania niezwykłych historii naszych rodaków, którzy często całe życie spędzili poza Polską, a mimo to czują się Polakami i są naszymi ambasadorami na wszystkich kontynentach. Są wykształceni, przedsiębiorczy i nie mają kompleksów, ale ciężko na to pracowali.

Wielka Brytania, Kanada, Kenia, Uzbekistan, Niemcy, Stany Zjednoczone czy Szwecja - na całym świecie żyją Polacy, którzy odnaleźli swój dom z daleka od Polski, a mimo to nie zapominają o swoich korzeniach i chcą głośno o tym mówić. Szacuje się, że poza granicami kraju żyje ponad 21 mln Polaków. Spotkanie naszych rodaków ze wszystkich kontynentów  na zaproszenie ministra Jana Dziedziczaka było okazją do wysłuchania niezwykłych historii tych, którzy na co dzień budują jak najlepszy wizerunek Polski za granicą. 

Kenia wielka miłość

- Od prawie trzydziestu lat mieszkam w Kenii - mówi nam Grzegorz Kępski. - W latach 90. jako alpinista pojechałem na wyprawę wysokogórską wytyczać nową drogę wspinaczkową na najwyższy szczyt Kenii Mount Kenya. Udało się. Droga nosi nazwę Kraków 2000 - opowiada.  Jak sam mówi, zakochał się w Kenii od pierwszego wejrzenia. - Dzisiaj mam dom pod tą górą, więc co rano na nią patrzę - mówi z uśmiechem. Okazało się, że w Kenii czekała na niego także druga miłość życia - Georgina. To przypieczętowało decyzję o całkowitej zmianie życia. W mniej niż trzy miesiące pan Grzegorz podjął decyzję o przeprowadzce na stałe. - Kapuściński napisał, że Afryka to jest taka nazwa dla geografów, a tak naprawdę to jest inna planeta i to prawda. Tam ludzie się śmieją, że my mamy zegarki, a oni mają czas - przekonuje pan Grzegorz. Jako alpinista w naturalny sposób zajął się turystyką. Dziś wraz żoną prowadzą mały butikowy hotel. Jest to wyjątkowe miejsce, w którym gościli największe gwiazdy Hollywood - Angelinę Jolie, Bruce'a Willisa czy aktorkę i piosenkarkę Stefanie Powers, która także ma polskich dziadków i całkiem nieźle mówi po polsku.

Serce polskości w Uzbekistanie

- Ja się urodziłem w Uzbekistanie, jestem już trzecim pokoleniem na Wschodzie - mówi nasz drugi rozmówca Nizomiddin Abdulloev z Centrum Kultury Polskiej "Świetlica Polska". - Przez Uzbekistan przechodziła armia Andersa i zostało dużo Polonii z tamtego czasu, również mój dziadek. Niestety wszystkie dokumenty były przez władze zagubione i nawet nie mogę udowodnić formalnie mojego polskiego pochodzenia, ale moja żona też jest Polką urodzoną na Białorusi i ma wszystkie potrzebne dokumenty - tłumaczy. Pan Nizomiddin jest przedsiębiorcą, zajmuje się produkcją mebli. Mówi doskonale po polsku, choć jak sam mówi, uczy się dopiero od dwóch lat, odkąd do Uzbekistanu przyjechała pierwsza i jedyna nauczycielka języka polskiego. - U nas wielkim problemem jest dostanie się do ośrodków repatriacji. Jest wielu uprawnionych, a od nas dostało się zaledwie dziesięć rodzin od kilku lat. Na 5 tysięcy oczekujących w kolejce ośrodki mogą przyjąć zaledwie 700 osób rocznie -  podkreśla. 

Niemcy - drugi dom

Joanna Dziekan-Elies z organizacji Polki w Berlinie wyjechała do Niemiec w latach 90. jako studentka. - To nie była taka typowa historia wędrówki za chlebem, to była wędrówka za sercem - przyznaje ze śmiechem pani Joanna. - Mój mąż Niemiec przyjechał do Polski, bo chciał współpracować z naszymi utalentowanymi rzemieślnikami, a ja byłam studentką. Poznaliśmy się w klubie Jana Pietrzaka w Bytomiu. A potem miałam do niego wyjechać tylko na rok po studiach i tak zostałam - dodaje. Mieszka blisko Essen. Jak podkreśla, bardzo ważne jest zadbać o swoje korzenie, by móc zapuścić nowe. - Moja emigracja była bardzo samotna. Wyjechałam do rodziny niemieckiej, tam jeszcze raz skończyłam pedagogikę, urodził się mój syn. Teraz założyłam stowarzyszenie Polek w zagłębiu Rhury i pomagam rodzinom wielokulturowym - opowiada.  

Stany Zjednoczone - z wakacji na całe życie

- Ja wyjechałem do USA w 1986 r. jako 24-latek. Przyjechałem na wakacje, odwiedzić ciotkę, która pracowała w bibliotece w amerykańskim Kongresie w Waszyngtonie. I od razu złożyłem podanie  o wizę  - wspomina swoje początki za oceanem Roman Korzan. 

- Była organizowana loteria z Departamentu Stanu na pobyt stały. Pierwsze 5 tysięcy osób, które się zgłoszą, dostana wizę. I udało się mimo 2 milionów aplikacji! Od razu z wizy turystycznej dostałem pobytową, więc ani jednego dnia nie byłem w Stanach nielegalnie - opowiada Roman Korzan na stałe mieszkający w Waszyngtonie. - W latach 90. powstawał internet, a ja pracowałem w największej firmie telekomunikacyjnej w USA i tam się szkoliłem. Później projektowałem systemy komputerowe dla lotnisk, m.in. dla lotniska narodowego w Waszyngtonie. Zawodowo jestem inżynierem sieci komputerowych.  Od lat 90. interesowałem się sprawami Polonii, zaangażowałem się m.in. w prace Kongresu nad przyjęciem Polski do NATO. W ramach Federation Polish Americans wpłynęliśmy na głosy ponad 40 kluczowych senatorów i kongresmenów, którzy byli przeciwni wejściu Polski do NATO. Zmienili zdanie na tak. Mieliśmy także spotkania z Billem Clintonem, który poparł Partnerstwo dla Pokoju. Wyznaczyliśmy w Ameryce ścieżkę wejścia Polski do NATO. Po 20 latach MON udekorowało ludzi z naszej organizacji medalami za te zasługi - mówi z dumą. - Myślałem, że nie doczekam się czasów, kiedy NATO będzie testowane, a teraz w czasie wojny w Ukrainie przyszedł właśnie czas na taki test - podkreśla Roman Korzan. Pan Roman cały czas angażuje się w bezpieczeństwo obronne Polski. W 2016 i 2019 roku organizował przed Białym Domem wiece poparcia obecności amerykańskich wojsk w Polsce. Jak przekonuje, tam gdzie jest amerykańskie wojsko, tam jest bezpiecznie, a Polska bardzo potrzebuje tego bezpieczeństwa szczególnie teraz.

Sonda
Czy chciałbyś na stałe zamieszkać za granicą?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki