Adrian Zandberg

i

Autor: Super Express

Za miskę ryżu

2018-10-06 5:34

Z PiSowskiej obietnicy przecięcia układów nie zostało już nic. W telewizji Kaczyński kręci, rozpaczliwie broniąc Morawieckiego. Udaje, że jedynym problemem jest "męski język" premiera. To bzdura - pisze w swoim najnowszym felietonie Adrian Zandberg. 

Parę lat temu, kiedy wypłynęły nagrania z restauracji Sowa i Przyjaciele, prawicowi dziennikarze mówili o “taśmach prawdy”. Teraz mamy nowe taśmy, ale o nich prawica nie chce już rozmawiać. A szkoda, bo wystarczy poświęcić parę minut, żeby usłyszeć, jak funkcjonuje cała PO-PiSowa sitwa. Morawiecki ucztuje z przyjacielem Tuska, w przerwach rozmawiając o stołku dla zaprzyjaźnionego PiSowca. Wspólnie radzą nad wyprowadzeniem kasy z banku, żeby innemu kumplowi z ferajny, Gradowi, przelać “pięć dych czy siedem, może stówkę”. Dowiadujemy się też, że pensja ministra to “trochę słabo”. Dla panów z PO-PiSu godne wynagrodzenie zaczyna się od czterdziestu tysięcy.

Wyprowadzanie kasy na fikcyjną umowę to złodziejstwo. Morawiecki nie rozmawiał o pieniądzach z prywatnej kieszeni. Za hojne prezenty dla Grada mieli w praktyce zapłacić klienci banku. Ci sami, których naciągnięto na kredyty we frankach.

Od Morawieckiego słyszymy, że ludzie mają "zap... za miskę ryżu", bo wtedy gospodarka się kręci. Bezpłatna opieka zdrowotna i bezpłatna szkoła to podobno przesada, nadmierne oczekiwania. Morawiecki chciałby te oczekiwania "wygaszać". W świecie Morawieckiego podział jest prosty: dla plebsu miska ryżu, a dla kolegów - umowy "na jakieś badania czy na coś" za sto tysięcy. Jesteś synem dobrze ustawionego polityka? Dostaniesz  stołek, na którym zarobisz dużo i się "nie zmęczysz". Nie masz wpływowego taty? Będziesz robić na śmieciówce, z paskarskim kredytem w zestawie. W końcu ktoś musi pracować na elitę.

Morawiecki doskonale zna ten układ. Mało kto pamięta, że premier zawdzięcza swój majątek politycznej protekcji. Do banku trafił jako radny Akcji Wyborczej Solidarność. Dyplom miał co prawda z historii, nie z bankowości - ale za to był synem znanego ojca. Protekcją otoczył go inny bohater nagrań, Ryszard Czarnecki. To on wepchnął młodego Morawieckiego do rady nadzorczej Banku Zachodniego. Minęło kilkanaście lat i kółko się domyka. Teraz to Morawiecki zajmuje się karierą syna Czarneckiego. Wszystko zostaje w rodzinie.

Z PiSowskiej obietnicy przecięcia układów nie zostało już nic. W telewizji Kaczyński kręci, rozpaczliwie broniąc Morawieckiego. Udaje, że jedynym problemem jest "męski język" premiera. To bzdura. Jest mi doskonale obojętne, czy pan Morawiecki przeklina, połykając ośmiorniczki. Przeszkadza mi natomiast, że stanowisko premiera zajmuje sitwiarz.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki