Komorowski z Covid w szpitalu

i

Autor: Łukasz Gągulski Komorowski z Covid w szpitalu

Stan wojenny. Bronisław Komorowski: "Byłem w wannie, kiedy przyszli" [WYWIAD]

2021-12-12 17:23

13 grudnia 2021 minie 40 lat od wprowadzenia stanu wojennego przez Wojskową Radę Ocalenia Narodowego. Jednym z pierwszych internowanych był wieloletni działacz opozycji Bronisław Komorowski (69 l.). Jak były prezydent wspomina ten dzień? "Zatrzymani podzielili się na dwie grupy: optymistów i pesymistów. Jedni mówili, że >>jutro będzie strajk generalny a pojutrze nas uwolnią<<, a drudzy że >>zaraz postawią nas pod ścianę albo wywiozą do Ruskich<<", mówi "Super Expressowi" Bronisław Komorowski

Stan wojenny. 40 rocznica wprowadzenia 

„Super Express”: – Panie prezydencie, pamięta pan jak po pana przyszli? Bronisław Komorowski: – Takich rzeczy się nie zapomina! Był wieczór 12 grudnia, kilka kwadransów przed dwunastą. Kiedy po mnie przyszli byłem w wannie. Zjawił się oficer SB i dwóch policjantów z łomem, którego na szczęście nie trzeba było używać (śmiech). W związku z tym, że byłem regularnie aresztowany, szybko z żoną przyszykowaliśmy więzienną wyprawkę: ciepły sweter, szczotka do zębów, pasta, mydło, słoik domowego smalcu i zmiana bielizny. Dowiedziałem się, że byłem nie aresztowany, tylko internowany. Po raz pierwszy zetknąłem się z tym terminem. Wszyscy byli zaniepokojeni, łącznie z oficerem SB, który sam się mnie zapytał: „panie Komorowski, co z tego będzie”?

Jeszcze przed północą wylądowałem na komendzie milicji przy Malczewskiego na Mokotowie. Tam spotkałem wielu kolegów z dawniej z opozycji antykomunistycznej oraz wielu mniej znanych związkowców, działaczy „Solidarności”. Spisano nasze dane i pozostawiono samym sobie. Powstała giełda pomysłów i opinii, co się dzieje i co będzie dalej. Zatrzymani podzielili się na dwie grupy: optymistów i pesymistów. Jedni mówili, że „jutro strajk generalny a pojutrze nas uwolnią”, drudzy że  „zaraz postawią nas pod ścianę” albo wywiozą do Ruskich. Masa była takich panicznych przewidywań, ale też sporo takich optymistów na pokaz, którzy uspokajali mniej doświadczonych kolegów, choć sami z czymś takim mieli pierwszy raz do czynienia.

Jeszcze nocą zabrano nas na Białołękę. Były kolejne formalności, przy czym zabrano nam rzeczy, których więźniowie nie mogą mieć przy sobie. Mając nie małe doświadczenie doszedłem do wniosku, że władze idą na ostro, skoro jesteśmy w normalnym więzieniu pod normalnym reżimem. O świcie 13 grudnia wyprowadzono nas partiami do pustego pawilonu, który czekał na nas – jak się później okazało – od wielu dni. Prowadzili nas przez dziedziniec, otoczyli strażnikami więziennymi z hełmami, pałami w rękach i psami na smyczach ujadającymi jak na jakimś filmie z czasów drugiej wojny. Kiedy weszliśmy do pawilonu, zobaczyliśmy wystawiony specjalnie telewizor, na którym non stop leciało przemówienie generała Jaruzelskiego mówiącego, że wprowadził stan wojenny.

>>>12 XII 1981 r. Jaruzelski zdecydował, że trzeba zniszczyć „Solidarność”

W drodze do cel dotarło do nas, że jesteśmy w zasadzie jeńcami wojennymi tego systemu komunistycznego.

– Jak się pan wtedy poczuł?

– Był strach. Przede wszystkim mieliśmy obawy o los własnych rodzin a także o los kolegów z zakładów pracy. Mniej doświadczeni związkowcy artykułowali to bardzo wyraźnie, a my – starzy wyjadacze – występowaliśmy w roli dodających otuchy i argumentujących za oporem, wyliczających szanse na zwycięstwo. A sami mieliśmy tysiące wątpliwości co do przyszłości nas i całego ruchu oporu.

Ja miałem szczęście. Po paru dniach ktoś załomotał w drzwi i wołał „Bronek! Bronek!”. Okazało się, że to mój przyjaciel i z harcerstwa i z podziemia Leszek Truchlewski. „Bronek nic się nie martw, Anka i dzieci są pod opieką!”, zawołał Leszek. To była ogromna ulga. Nie tylko dlatego, że moją rodziną się zaopiekowano. To był też sygnał, że coś się dzieje na zewnątrz i że ludzie się organizują. Kiedy przed Bożym Narodzeniem wywieziono mnie do obozu w Jaworze na poligon drawski, byłem już trochę spokojniejszy.

>>>Generał lubił go prowadzić sam. Taką LIMUZYNĄ jeździł Wojciech Jaruzelski!

– Zaskoczyło pana to, co się zdarzyło 13 grudnia?

– To, że władza zakończy kiedyś trwający ponad rok festiwal „Solidarności” było wiadome mniej więcej od marca 1981. Wtedy milicja pobiła działaczy solidarnościowych w Bydgoszczy, w tym Janka Rulewskiego. Takim bezpośrednim sygnałem, przed 13 grudnia było zdobycie Wyższej Szkoły Pożarnictwa na warszawskim Żoliborzu. Z dokumentów wiadomo, że to była próba generalna koordynacji sił wojska, milicji, służby więziennej i SB. Na początku grudnia '81 pytanie było nie „czy” a „kiedy” władza użyje wobec nas siły.

>>>Poprawiny u Anny Komorowskiej. Zaczęło się od mszy, a skończyło na...

– Co zmienił Stan Wojenny?

– Zmienił wszystko – Stan Wojenny rozbił główne struktury „Solidarność”, a jej pozostałości raczej płynęły ze zmianami, niż jakiekolwiek zmiany inicjowały. Patrząc z przełomu lat 81-82, to szybko się okazało, że na zasadniczą i szybką zmianę sytuacji w Polsce nie można liczyć. „Solidarność” która strajkowała, walczyła, słabła z każdym dniem. Tak samo spadły morale społeczeństwa. i tu Stan Wojenny przysłużył się władzom PRL. Jednak skorumpowany system nie wytrzymał i po ośmiu latach się zawalił...

– Jak pana zdaniem powinniśmy upamiętniać dzień 13 grudnia? 

– Przede wszystkim w zgodzie z prawdą. Nie można udawać, że „Solidarność” wygrała i że to był jeden ciąg sukcesów od sierpnia 1980 r. do 4 czerwca 1989 r. Był ten okres kompletnego rozbicia związku i załamania postaw społecznych. Nasza wielkość polegała na tym, że potrafiliśmy doczekać korzystnej sytuacji, kiedy już wystawiliśmy władzy rachunek. 

Rozmawiał Daniel Arciszewski

CZYTAJ TEŻ:

>>>12 XII 1981 r. Jaruzelski zdecydował, że trzeba zniszczyć „Solidarność”

>>>Tak zamieszka teraz Monika Jaruzelska. Najsłynniejsza willa w Warszawie skrywa niebywałe sekrety

Wojskowy obóz w pobliżu granicy z Białorusią
Sonda
Decyzja o wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce była słuszna?