Lech Kowalski: Generał mutant

2012-03-27 4:00

Wojciech Jaruzelski nie miał litości nawet dla przyjaciół - mówi jego biograf

"Super Express": - Rozmawiamy w marcu, zapytam więc o rolę bohatera książki w marcu 1968...

Lech Kowalski: - Rok 1968 to ciekawa data. Sam generał wraz z Peterem Rainą napisali książkę "Jaruzelski 1923-1968". Biografię, która zaskakująco kończy się w roku, w którym dopiero zaczyna robić prawdziwą karierę.

- Dlaczego rok 1968?

- W kwietniu 1968 roku generał został ministrem obrony i jego kariera przyspieszyła. Antyżydowskie porządki Jaruzelskiego w wojsku są jednak dużo wcześniejsze. Tuż po wojnie sześciodniowej Izraela z krajami arabskimi w 1967 roku wspierana przez Moskwę armia arabska została rozbita w pył. Runęła cała doktryna związana z podbojem świata. Mały Izrael rozbił armię opartą na sprzęcie, doradcach i szkoleniach sowieckich. To był szok.

- I postanowiono znaleźć winnych?

- W MON powołano komisję z Jaruzelskim na czele. Wśród oficerów LWP nazywano to "komisją ds. odżydzania szeregów". Jaruzelski od czerwca 1967 aż do marca 1980 roku przyczynił się do degradacji, wyrzucenia z wojska i kraju 1348 oficerów pochodzenia żydowskiego bądź ludzi im sprzyjających.

- Z książki wynika, że antysemityzm Jaruzelskiego był jednak głębszy.

- W 1960 roku objął stanowisko szefa Głównego Zarządu Politycznego wojska. Polecił wówczas dostarczyć sobie listę oficerów pochodzenia żydowskiego na najwyższych szczeblach LWP. W czerwcu dysponował już 40 nazwiskami. W marcu 1968 był więc już przygotowany, by ustawić się ramię w ramię z urodzonymi antysemitami jak Moczar i Korczyński. Ocenił, że to u ich boku jego kariera przyspieszy.

- Szokujące jest nie tylko to, że Jaruzelski "odżydzał" armię do 1980 roku. Zdumiewa, że objął czystką nawet swoich najbliższych przyjaciół!

- Kiedy badałem kontakty prywatne, z rodziną i przyjaciółmi okazało się, że jest to człowiek kompletnie wyprany z jakichkolwiek uczuć! W latach 50. miał trzech przyjaciół. Spędzali razem czas, wychodzili na wieczorki. Odwiedzali się w domach, gdzie prezentował im panią Barbarę jako kandydatkę na żonę. Wszyscy trzej byli pochodzenia żydowskiego. Wszyscy skończyli fatalnie.

- Co pan ma na myśli?

- Płk Michał Dodik był świadkiem Jaruzelskiego na ślubie w 1960 roku. W 1967 roku Jaruzelski wyrzucił go z armii. W 1972 roku zdegradował do stopnia szeregowego. Od kolegów Dodika z Warszawy wiem, że później w Izraelu popełnił samobójstwo. Drugiego z przyjaciół, Antoniego Halsztajna, też wyrzucił i zdegradował. Ten rozchorował się i poprosił Jaruzelskiego, o przyjęcie na leczenie w poliklinice na Koszykowej. Generał odmówił twierdząc, że w klinice nie ma miejsca. W tym samym czasie wyrzucał i degradował trzeciego z nich, płk. Sadykiewicza. Choć w dużej mierze zawdzięczał mu karierę. Sadykiewicz ostrzegał go o inspekcjach w jednostce w Szczecinie. Dzięki niemu wyrósł na chwalonego dowódcę! Dla nikogo nie miał jednak litości.

- Był tak dobrym dowódcą?

- Słabym. To bardzo inteligentny człowiek, ale bez talentów w dziedzinie wojskowości. Kiedy podsumujemy jego edukację, nie zbierze się nawet trzech lat wyższej szkoły wojskowej. Swoją inteligencję skierował na karierę. Zresztą z fatalnym skutkiem dla gospodarki. Rozliczamy go w gospodarce za lata 80. Pamiętajmy jednak, że krach lat 70. to także jego bilans. Potrafił wymuszać na Gierku horrendalne inwestycje w wojsku.

- Jaruzelski miał w ogóle jakichś prawdziwych przyjaciół?

- Wspomniane trzy przypadki pokazują, że generał jest raczej jakimś mutantem, sprawiającym wrażenie wyzutego z ludzkich odruchów. Przyjaźnie były częste, ale doraźne i przydatne w karierze. Po pozbyciu się przyjaciół Żydów przyjaciółmi byli antysemici. Później ludzie u władzy - jak Szlachcic czy Kania, którego też się pozbył.

- Zetknął się pan z Jaruzelskim osobiście?

- Pierwszy raz jako podchorąży w wyż- szej szkole w Koszalinie w 1973 roku. Wracaliśmy pieszo, umorusani z poligonu. Podjechał ze swoją świtą, jak z żurnala, pachnący, i zaczął zadawać te pełne frazesów pytania. Poczułem wtedy, że dzielą nas całe światy. Już w wolnej Polsce, w 1994 roku, kiedy pracowałem w Wojskowym Instytucie Historycznym, żądał od mojego szefa prof. Ajnenkiela odsunięcia mnie od zajmowania się jego osobą. Nie chciał też spotykać się na debatach, w których spodziewał się, że będę mu wytykał kłamstwa z jego książek.

Lech Kowalski

Historyk, autor książki "Jaruzelski. Generał ze skazą"