Perfidność jest z zresztą piętrowa. Już samo pojęcie „mowa nienawiści” jest bowiem standardowo wykorzystywane przez lewicę do uderzania we wszystkie poglądy, które się jej nie podobają, a mimo to przedstawia się je jako niepodlegające dyskusji, obiektywne i niekontrowersyjne. Jest dokładnie odwrotnie. Podobnie prezentowany jest sposób oceniania rzeczywistości zawarty w podręczniku, który ma być użyty w warszawskich szkołach, i jest to podobnie niezgodne z prawdą.
Gdyby potraktować serio zalecenia zawarte w książce, w praktyce nie można by na przykład stwierdzić, że jakaś grupa – choćby imigranci z krajów muzułmańskich – sprawia problemy. Ba,
nie można by się krytycznie wyrazić o samym islamie (ani, zresztą, o chrześcijaństwie). Nie można by powiedzieć, że środowiska homoseksualne agresywnie forsują swoje postulaty – i tak dalej, i tak dalej. Podręcznik jako mowę nienawiści kwalifikuje nawet „brak słownej akceptacji”, pokazując na zgrabnym schemaciku, że zaczyna się właśnie od tego, a kończy na fizycznej eksterminacji. Jest to absurd wprost porażający. Przede wszystkim zaś ogromne zagrożenie dla wolności słowa.
Tak, zabójstwo Pawła Adamowicza było wstrząsem. Czy miało jakiś związek z polityczną agresją i ostrym językiem, jakiego używają dziś wszyscy – nie wiadomo. Czy warto by ten język złagodzić? Z pewnością tak. Czy jednak należy to robić, narzucając – także dzieciom – lewicowe normy, zmierzające w istocie wprost do cenzury? Na pewno nie.