Demonstracje po wyborach na Białorusi

i

Autor: AP Demonstracje po wyborach na Białorusi

Łukaszenka przegrał z gospodynią domową - prosto z Białorusi mówi Andrzej Poczobut

2020-08-12 9:51

"Przy okazji tych wyborów Białorusini zachowują się inaczej niż dotychczas. W 2010 r. wystarczyło aresztować 800 osób, w tym szereg kontrkandydatów Łukaszenki spałować, by następnego na ulice wyszło kilkanaście osób. Tym razem aresztowano tysiące ludzi, a protesty trwają i, mam takie wrażenie, poszerzają się". Mieszkający na Białorusi Andrzej Poczobut opowiada o nastrojach społecznych po kolejnych protestach przeciwko Alaksandrowi Łukaszence i brutalnej ich pacyfikacji przez reżim.

„Super Express”: – Od niedzieli na całej Białorusi trwają protesty przeciwko władzy Alaksandra Łukaszenki, które spotykają się z bezprecedensowymi pacyfikacjami ze strony reżimu. Czy łamią one opór Białorusinów, czy wręcz przeciwnie – motywują ich jeszcze bardziej do wyrażenia swojego sprzeciwu?
Andrzej Poczobut: – Nie ma prostej odpowiedzi na to pytanie. Jest oczywiste, że przy okazji tych wyborów Białorusini zachowują się inaczej niż dotychczas. W 2010 r. wystarczyło aresztować 800 osób, w tym szereg kontrkandydatów Łukaszenki spałować, by następnego na ulice wyszło kilkanaście osób. Tym razem aresztowano tysiące ludzi, a protesty trwają i, mam takie wrażenie, poszerzają się. Nie tylko regularnie odbywają się w mniejszych miastach, ale też pojawiają się informacje o kolejnych strajkach. To pokazuje skalę protestu. To już nie jest tylko młodzież i inteligencja, ale także klasa robotnicza, która czuje się oszukana. Skala poparcia dla Cichanouskiej była ogromna nie dlatego, że jest genialnym politykiem, ale dlatego, że Białorusini mają dosyć Łukaszenki.


PRZECZYTAJ TAKŻE: Białoruś bez happy endu - pisze o protestach przeciw Łukaszence Tomasz Walczak

– No właśnie, po raz pierwszy wydaje się, że Łukaszenka stracił legitymację społeczną do rządzenia. Jego władza opiera się dziś na resortach siłowych i widać, że nie waha się, by brutalnie rozprawić się z protestami. Jest gotowy utopić Białoruś we krwi, by pokazać, kto tu rządzi?
– Odpowiedzi na to pytanie nie mamy. Widzimy tylko bezprecedensową mobilizację sił MSW, która nie daje efektów. Łukaszenka zmuszony jest sięgać po wojsko. Sam mówił, że na południu Białorusi przeciwko protestującym użyto wojsk pogranicznych. Oprócz tego były doniesienia, że w Brześciu i innych miastach były przypadki użycia jednostek wojskowych do utrzymania porządku. To pokazuje skalę problemu, z jakim mierzy się Łukaszenka.
– Jak długo te protesty mogą potrwać? Nadal nie doczekały się przywództwa politycznego. Nadal niesie je wściekłość i spontaniczne działania zwykłych Białorusinów, a to może sprawić, że chęć do protestu po prostu się wypali.
– To, oczywiście, problem tych protestów. Obywatelska Białoruś ma problemy z przywódcami, ale jak się okazało i bez nich Łukaszenka przegrał te wybory. I to nawet nie z popularnym blogerem, którego prewencyjnie zamknął w więzieniu i co już byłoby poniżające dla człowieka, traktowanego przez swoich urzędników za kogoś stojącego ponad Bogiem. Przegrał z jego żoną, która sama o sobie mówiła, że nie jest politykiem, ale gospodynią domową.
– Cichanouska jest na Litwie. Z tego, co wiadomo, została zmuszona do wyjazdu przez władze. Przed wyjazdem została zmuszona do nagrania, w którym wzywa do spokoju i uznania wyników wyborów. Białorusini, którzy wyraźnie pokochali w kampanii Cichanouską, mogą się poczuć opuszczeni i mniej skorzy do protestu?
– Nie da się przewidzieć reakcji milionów ludzi. Dla wszystkich jest jednak jasne, że zrobiła to wszystko po presją. Że została do tego zmuszona i zastraszona. Dla nikogo nie jest wielkim odkryciem, że na Białorusi szantażuje się ludzi i się ich łamie. To samo stało się z Cichanouską. Pamiętajmy też, że cechą charakterystyczną obecnych protestów jest to, że nie odbywają się one ze względu na liderów i poparcie dla nich oraz ich postulatów, ale z tego prostego powodu, że Białorusini nienawidzą Łukaszenki i są jego osobą po prostu zmęczeni. Ani Cichanouska, ani jej sztab nie mieli nic wspólnego z organizacją protestów. Nie pojawiła się ona na protestach, nie wsparła ich. Nawoływała tylko, by nie stosowano przemocy. Jej osoba nie miała i nie będzie miała większego wpływu na to, czy ludzie wyjdą, czy nie na ulice.
– Zmiana, która zaszła w ostatnich miesiącach w Białorusinach, jest na tyle głęboka, że mimo machiny represji nie ma już powrotu do czasów zastraszonych ludzi, którzy bali się podnieść głowę?
– Jest oczywiste, że coś się na Białorusi bezpowrotnie skończyło. System Białoruś, który zbudował Łukaszenka, gospodarczo zbankrutował. I to, co się teraz dzieje, jest po części konsekwencją problemów ekonomicznych, których reżim nie jest w stanie rozwiązać, bo nie ma już na to zasobów. To będzie tylko pogłębiało wściekłość Białorusinów, którzy nie tylko już go nie popierają, ale nie boją się o tym głośno mówić.
Rozmawiał Tomasz Walczak