Premier o aferze VAT, taśmach i pensji pierwszej damy

i

Autor: se.pl

Mateusz Morawiecki: Pierwsza dama powinna otrzymywać pensję

2018-10-15 5:00

Sprawowanie funkcji pierwszej damy to poważne obowiązki, także wagi państwowej. To w gruncie rzeczy praca na pełen etat. Oznacza też osobiste wyrzeczenia. Pani Agata Kornhauser-Duda dla męża i by służyć Polsce, zrezygnowała ze swojej pracy. Podobnie zresztą było w przypadku innych pierwszych dam, dlatego jestem za tym, by pierwsza dama otrzymywała wynagrodzenie - mówi w rozmowie z "Super Expressem" premier Mateusz Morawiecki.

„Super Express”: – Kilka dni temu ujawniliśmy pismo wysokich urzędników z Ministerstwa Finansów z marca 2015 r., z którego wynika, że ówczesny szef resortu nie widział podstaw do wprowadzenia zmian w prawie, by skutecznie walczyć z wyłudzeniami VAT. Zna Pan ten dokument?
Mateusz Morawiecki: – Jak byłem ministrem finansów, widziałem ponad setkę podobnych dokumentów z czasów naszych poprzedników. Wszystkie wysyłaliśmy do prokuratury, a sami wzięliśmy się ostro za uszczelnianie systemu podatkowego. W tych pismach z lat 2008–2015 widać wręcz rozpaczliwy krzyk uczciwych polskich przedsiębiorców z wielu branż: „zróbcie coś z mafiami VAT-owskimi! Okradają nas! Okradają budżet państwa! Okradają polskie społeczeństwo!”
– Pismo, o którym wspomniałem, jest o tyle wyjątkowe, że wynika z niego, że pracownicy ministerstwa byli zaskoczeni tym, że kierownictwo resortu nie reagowało na proceder wyłudzania VAT, który miał miejsce w Polsce.
– Pracownicy resortu finansów byli zaskoczeni brakiem reakcji ze strony czynnika politycznego: „Panie ministrze, proszę potwierdzić, że mamy się nie zajmować tym czy tym” – pisali. To była patologia w czystej postaci. Koalicja PO-PSL zamiast walczyć z mafiami podatkowymi, wolała podwyższać podatki wszystkim Polakom, jak VAT w 2011 r. My zwalczamy mafie gospodarcze i obniżamy podatki, jak podatek od firm – z 19 najpierw do 15, a teraz do 9 proc., czy obniżony ZUS dla najmniejszych polskich przedsiębiorców. Taka różnica. Słowem, przywracamy uczciwość i powagę polskiego państwa.
– Jest Pan niewątpliwie frontmanem tej kampanii samorządowej. Nie brak głosów, że każda partia po wyborach ogłosi się zwycięzcą. Jaki wynik – wyniki, w ilu sejmikach czy miastach, uzna pan za faktyczny sukces PiS?
– Przejechałem już prawie całą Polskę, bo uważam, że każdą kampanię – z szacunku dla wyborców – trzeba robić z ludźmi, wśród ludzi i dla ludzi. To naprawdę kapitalna sprawa móc spotkać się, porozmawiać z Polakami na rynkach, w domach kultury, na ulicach. Te uściśnięte dłonie rodaków to największa wartość i zastrzyk dodatkowej energii dla mnie do działania. Nie rozumiem opozycji, która chętniej spotyka się z mediami niż ze zwykłymi Polakami. Ale to już nie moje zmartwienie. A wynik? Już za tydzień wszystko się rozstrzygnie. Z pewnością mieszkańcy każdego zakątka Polski zasługują na dobrych gospodarzy, których na listach Prawa i Sprawiedliwości nie brakuje.
– Mówił pan, że kampania jest brudna. Jak to się objawia?
– Kiedy my przedstawiamy pozytywny program wyborczy dla wszystkich Polaków, opozycja wychodzi z hasłem: „odsuńmy PiS od władzy!”. Kiedy my oferujemy rodakom środki na ocieplenie domów, historycznie wysoki fundusz na naprawę i budowę dróg lokalnych czy odbudowę połączeń lokalnych, żeby Polacy nie tłoczyli się w busach, to opozycja mówi: „zlikwidujmy urzędy wojewódzkie!” To nie jest poważna debata o lepszej Polsce. Do tego dochodzą inwektywy, epitety i coraz częstsze ataki personalne. Ktoś tu zapomina, że służba publiczna to praca dla społeczeństwa, a nie dla siebie i kolegów.
– Niedawno głośno było na temat taśm, na których się pan pojawia. Dlaczego Pana zdaniem te nagrania są publikowane w częściach, zamiast w całości?
– Zwracam uwagę, że te taśmy opublikowane były w „Newsweeku” w lutym 2016 r. Większość wątków. Wtedy nie było reakcji. Dziś media zagraniczne razem z opozycją wyciągnęły zatem coś, co było dobrze znane. To świadczy o wielkich możliwościach kreowania rzeczywistości przez media. To po pierwsze. Po drugie, wiem, że wielu wpływowym grupom interesów w Polsce i zagranicą naraziłem się naszą walką z mafiami VAT-owskimi, naszą reformą sądów, naszymi świetnymi relacjami z USA, w tym budową bazy wojskowej, czy wreszcie coraz większą suwerennością i świetnymi wynikami polskiej gospodarki.
– A czy są jakieś nagrania, których Pan by się obawiał?
– Zostałem nagrany, kiedy nie pełniłem żadnej funkcji publicznej. Każdy z nas, kto byłby nagrywany w sytuacji towarzyskiej, gdyby odsłuchał taką swoją prywatną rozmowę, mógłby się zdziwić albo czuć trochę zawstydzony. Mnie na pewno wstyd tych przekleństw, ale też z żalem przyznaję, że mi się one zdarzają. Jednak poza sformułowaniami wyrwanymi z kontekstu, jak choćby tymi o wychodzeniu z kryzysu po II wojnie światowej i niskich wówczas oczekiwaniach społecznych, nie ma nic kontrowersyjnego. A wykorzystanie tych sformułowań, jak to czyni opozycja, w zestawieniu z realizowanymi przez nas programami społecznymi, które w ciągu trzech lat wprowadziliśmy, jest paskudną manipulacją.
– A to o ludziach i reklamie z Chuckiem?
– Dobrze, że Pan o to pyta, bo to też nadużycie i hipokryzja. Trzeba mieć dużo złej woli, żeby przypisywać mi lekceważenie ludzi, gdy po prostu mówiłem o pewnym mechanizmie, któremu wszyscy ulegamy, bez względu na zawód, wykształcenie czy miejsce zamieszkania. A mianowicie temu, że – czy tego chcemy, czy nie – poddajemy się wpływom reklamy. Każdemu z nas zdarzyło się przecież kupić coś niepotrzebnie, tylko pod wpływem reklam. Mnie na pewno i to nie raz.
Chodziło mi więc o naturę ludzką, a nie mądrość czy jej brak.
– Premier Beata Szydło, którą cytowaliśmy w „Super Expressie”, pozwoliła sobie na ocenę pana pracy. Powiedziała, że pracuje pan dobrze, bo kontynuuje jej program.
– Oj, proszę mnie nie wkręcać (śmiech). Beata chyba trochę inaczej powiedziała. A mianowicie, że cieszy się z kontynuacji programów społecznych i prorodzinnych, rozpoczętych w 2016 r. przez jej rząd. A ja w swoim exposé powiedziałem z kolei, że mój rząd będzie nie tylko kontynuował dzieło Prawa i Sprawiedliwości, ale będzie wręcz wprowadzał nowe programy społeczne. I tak się dzieje. Przykładem niech będzie wyprawka szkolna, program dla seniorów czy kwotowa waloryzacja rent i emerytur, jaką planujemy już na wiosnę.
– Niedawno był u mnie Patryk Jaki. Pytałem o wypowiedź jego kandydata na wiceprezydenta Warszawy Piotra Guziała o współpracy rządu PiS z samorządami, w których wygra Platforma. Czy faktycznie istnieje ryzyko, że tej współpracy nie będzie, a rząd nie będzie finansował inwestycji tam, gdzie nie rządzi PiS?
– My nie oddzielamy samorządów od całości rozwoju Polski, jak chce to czynić opozycja. Słuchać Polaków trzeba i w rządzie, i w samorządzie. Spójrzmy choćby na sprawę imigrantów. Polacy chcą odpowiedzialnej polityki w tej kwestii i Prawo i Sprawiedliwość taką prowadzi. Nie zgodziliśmy się na przyjmowanie określonych przez unijne elity oraz rząd Platformy tzw. kwot imigrantów. Tymczasem kilkunastu prezydentów miast, politycznie związanych z opozycją m.in. w Lublinie, Poznaniu, Warszawie czy Gdańsku, podpisało niedawno list, w którym zobowiązują się do przyjmowania imigrantów. Czy zapytali o to mieszkańców swoich miast? Nie. W samorządach też jest potrzebna uczciwość i wiarygodność. Więc odpowiadając wprost – rząd będzie finansował inwestycje w regionach, ale sensowne, prorozwojowe, poprawiające jakość i standard życia mieszkańców. Na pewno nie te, które będą egoistycznymi i egzotycznymi zachciankami niektórych samorządowców.
– Był Pan w USA, otworzył Pan sesję giełdy w Nowym Jorku. Co konkretnie Pan stamtąd przywiózł?
– To była odświeżająca wizyta. Z perspektywy Stanów Zjednoczonych Polska wygląda o wiele lepiej, niż chcą to widzieć nasi krajowi oponenci. Amerykanie bardzo doceniają uszczelnienie systemu podatkowego. Z Amerykanami rozmawia się prosto. Oni nie dzielą włosa na czworo. Widzą, że zostaliśmy przeniesieni z grupy krajów rozwijających się do gospodarek rozwiniętych. Dziś widzą też podniesiony rating Standard&Poors. To cieszy. To jeszcze bardziej poprawia nasze perspektywy wzrostu.
– Bronisław Komorowski stanął w obronie pierwszej damy, która pełniąc tę funkcję, nie pracuje, nie otrzymuje pensji i nie są za nią odprowadzane składki emerytalne. Przez to jej emerytura może być znacząco niższa. Były prezydent uważa, że nie może tak być. Podziela pan jego zdanie?
– Sprawowanie funkcji pierwszej damy to poważne obowiązki, także wagi państwowej. To w gruncie rzeczy praca na pełen etat. Oznacza też osobiste wyrzeczenia. Pani Agata Kornhauser-Duda dla męża i by służyć Polsce, zrezygnowała ze swojej pracy. Podobnie zresztą było w przypadku innych pierwszych dam, dlatego jestem za tym, by pierwsza dama otrzymywała wynagrodzenie.
Rozmawiał Grzegorz Zasępa