Prąd

i

Autor: Shutterstock Prąd

Piotr Maciążek o podwyżkach cen prądu: Przed wyborami będą raczej niewielkie

2018-11-20 5:00

Czy w przyszłym roku odczujemy w kieszenia dramatyczne wzrosty cen za energię elektryczną? Wyjaśnia Piotr Maciążek, analityk rynku energetycznego i paliwowego.

„Super Express”: – „Dziennik Gazeta Prawna” informuje, że największe firmy energetyczne chcą, by od 2019 r. ceny prądu dla zwykłego Kowalskiego wzrosły nawet o 30 proc. Czeka nas energetyczny armagedon?
Piotr Maciążek: – Sytuacja rzeczywiście jest bardzo trudna. Z powodu rosnących cen węgla i uprawnień do emisji CO2 ceny za energię elektryczną będą silnie wzrastać. Również dla odbiorców indywidualnych. Ponieważ miałoby się to stać w roku wyborczym, rząd myśli o tym, jak sobie z tym poradzić.
– Zapowiedzi z okolic rządu są takie, że jeśli już odczujemy wzrost cen, to tylko o 5 proc. Wierzyć? Nie wierzyć?
– Na pewno ze względu na kontekst wyborczy podwyżki nie będą tak duże, jak być powinny. To oznacza, że największe firmy energetyczne będą musiały sięgnąć do własnej kieszeni, by pieniądze, które powinny iść na inwestycje i modernizacje, służyły temu, by ulżyć Kowalskiemu. Innym sposobem mają być rozwiązania rządowe w formie czegoś, co nazywa się Energia+. Krótko mówiąc, rząd dorzuci pieniędzy dla klientów indywidualnych, by wzrostu cen prądu nie odczuli.
– Jak miałoby to wyglądać?
– Mówi się o tym, że systemem dopłat miałyby być objęte osoby o dochodach do 85 tys. zł rocznie – czyli te, które mieszczą się w pierwszym progu podatkowym. Co do szczegółów technicznych tego rozwiązania, wiadomo na razie niewiele. Oczywiście, ważnym pytaniem jest to, skąd na ten dodatek wziąć pieniądze.
– Tym bardziej że mówimy o setkach milionów złotych, które by to kosztowało.
– Te pieniądze miałyby pochodzić ze sprzedaży uprawnień do emisji CO2. To jednak środki, które powinny iść na modernizację energetyki. To błędne koło. Ceny dla klientów indywidualnych rosną, bo mamy starą energetykę opartą na węglu, a na łagodzenie skutków wzrostu cen dosypujemy z funduszy, które mają ją unowocześnić. To nic innego jak leczenie objawów, a nie choroby.
– Firmy, zwłaszcza małe i średnie przedsiębiorstwa, nie mają co liczyć na podobne dopłaty, a ceny dla nich już rosną i podwyżki mogą być rzędu nawet 50–60 proc. To i tak w zwykłych Polaków uderzy.
– Przemysł energochłonny może spać spokojnie, bo on wsparcie otrzyma. Ale faktycznie MSP bez takiego wsparcia pozostanie. Wpłynie to bez wątpienia i na ich sytuację i koniec końców przyjdzie nam zapłacić drożej za usługi, które pakietami ochronnymi nie będą objęte. Drożej pewnie zapłacimy za komunikację miejską czy usługi fryzjerskie.
Rozmawiał Tomasz Walczak