Robert Winnicki

i

Autor: Artur Hojny

Robert Winnicki z Konfederacji: Propaganda TVP to zamach na demokrację i wybory

2019-10-15 5:05

„Super Express”: – Konfederacja znajdzie się w Sejmie jako piąte ugrupowanie z ogólnopolskich komitetów. Nikt na was nie liczył. Jak udało się przekonać wyborców? Robert Winnicki: – Weszliśmy szturmem, dzięki entuzjazmowi ludzi. Udało się, pomimo ostrzału ze strony mediów, które na nasz temat nie informowały, przy braku środków na kampanię. Przede wszystkim jednak pokazaliśmy, że jest w Polsce ponad milion wyborców, którzy chcą prawicy prawdziwej, a nie udawanej. I oni oddali na nas swój głos. A dziesiątki tysięcy ludzi, zaangażowały się w naszą kampanię. Miało to wpływ na nasz sukces.

– Co do mediów – niektórzy twierdzą, że paradoksalnie pomijanie was przez Telewizję Polską, sprawiło, że zyskaliście sympatię części wyborców. Szykujecie już szampana dla redaktorów Wiadomości?
– Ja tak nie uważam. Jestem przekonany, że gdyby media publiczne rzetelnie informowały na nasz temat, podawały wyniki sondaży, relacjonowały naszą kampanię, zapraszały nas do debat, nasz wynik sięgnąłby 10 procent. Oni doskonale wiedzieli, co robią, poniekąd osiągnęli swój cel. Choć popełnili błąd, bo ich propaganda była w pewnym momencie zbyt toporna. Przede wszystkim jednak to, co robiła telewizja było wydarzeniem bez precedensu. Był to zamach na demokrację, praworządność i wolne wybory.
– Jak to?
– To nieinformowanie o sondażach – pięciu z rzędu, w których Konfederacja przekraczała próg, lekceważenie wyroków sądów, które w trybie wyborczym przyznały nam rację, miało bez wątpienia wpływ na przebieg kampanii. Z tak radykalną ingerencją w wybory mieliśmy do czynienia po raz pierwszy od 1989 roku.
– Weszliście do Sejmu jako partia, jednak Konfederacja to dość szeroka formuła. W wyborach do Parlamentu Europejskiego była jeszcze szersza, jednak odeszli potem Marek Jakubiak, Liroy, środowiska pro life. Czy dziś zróżnicowanie wewnątrz waszego ugrupowania nie sprawi, że za parę miesięcy podzielicie się na kilka kanapowych partyjek?
– Nie, ponieważ mamy pewne wspólne elementy programowe, które są uzgodnione, i co do których nie ma różnicy zdań.

– Jednak są takie, w których ciężko będzie wam się porozumieć. Jak pogodzić ogień z wodą, postulaty libertarian, radykalnych zwolenników wolnego rynku z narodowcami?
– Sprawy zasadnicze – patriotyzm, obrona polskiego interesu narodowego, budowa prawdziwej prawicy, są dla nas wspólne. A w sprawach, w których się ze sobą nie zgadzamy, będziemy się pięknie różnić. Nie ma zagrożenia dla jedności Konfederacji.
– Jednak wielu wyborców ocenia wasze ugrupowanie przez pryzmat jednego tematu – amerykańskiej ustawy 447 i wątku zwrotu bezspadkowego mienia pożydowskiego. To temat istotny, ale czy skupianie się wyłącznie na nim będzie na dłuższą metę skuteczne?
– Absolutnie nie zgadzam się z opinią, jakoby byśmy byli partią jednego tematu! Na pewno chcemy realnych a nie udawanych zmian w kraju. Na przykład jeśli chodzi o sądownictwo realnie za rządów PiS nie zmieniło się wiele. Owszem, jest zadymka kadrowa, ale systemowych zmian nie ma żadnych. Chcemy budować państwo nowoczesne w formie, ale tradycyjne w treści. Budujące silną pozycję Polski na arenie międzynarodowej. Rządowi będziemy patrzeć na ręce. Jeśli chodzi o wartości, to politycy PiS owijają się jedynie biało-czerwoną flagą, biegają za księżmi i biskupami, ale tak naprawdę mało jest dbania o interes narodowy i chrześcijańskie wartości.