Wszystko wydarzyło się na podkrakowskim lotnisku w Balicach. O 20:30 samolot Ryanair zbliżał się do lądowania, piloci kontaktowali się z wieżą. Jak informuje TVN24, w pewnej chwili tradycyjna wymiana komunikatów zostaje przerwana, a piloci słyszą przerażający krzyk. Jak się okazało, pracownik Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej stracił przytomność. Drugi z obecnych kontrolerów wystraszył się, że jego kolega umiera i natychmiast wezwał ratowników. Nie przerwał jednak swojej pracy - jednocześnie starał się pomóc nieprzytomnemu mężczyźnie i kierował samolotami. - Miał problem, by się dodzwonić do kolegi, który w tym czasie wypoczywał. Na szczęście ten w końcu odebrał telefon. Ekipa pogotowia, którą wezwał, trafiła najpierw do kontrolerów wieżowych, którzy siedzą piętro wyżej, nad zbliżaniem. Był kompletny chaos - przekazał TVN24 informator.
Sprawdź: Były funkcjonariusz ujawnił prawdę o wypadku Beaty Szydło! Wszyscy KŁAMALI w sądzie?!
W naszej galerii zobaczysz, co premier Morawiecki mówił na temat inflacji - kliknij w zdjęcie poniżej.
W tym samym czasie, o 20:27, embraer z Mateuszem Morawieckim na pokładzie ruszył w kierunku pasa startowego, a piloci zaczęli rozpędzać maszynę. o 20:36 samolot z premierem wystartował i wzbił się w powietrze. - Załoga o niczym nie wiedziała. Nawet nieoficjalnie nic do nas nie dotarło - stwierdził Krzysztof Moczulski, rzecznik prasowy PLL LOT. - Kontrolerom włączyło się myślenie tunelowe. Mimo trudnej sytuacji chcieli za wszelką cenę, by samolot z premierem wystartował. Podobnie jak piloci w Smoleńsku chcieli za wszelką cenę wylądować - mówił w rozmowie z TVN24 doświadczony pilot, który chciał zachować anonimowość.
- Za dużo naraz musiał pogodzić kontroler. Nie powinni dawać zgody na start - powiedział inny pilot. Na pewno byłoby o wiele bezpieczniej, gdyby start samolotu z premierem wstrzymano do momentu, aż sytuacja w wieży się ustabilizuje. Na szczęście jednak nikomu nic się nie stało.