Bogdan Zdrojewski

i

Autor: Piotr Kowalczyk Bogdan Zdrojewski

To koniec PO? Senator Platformy krytykuje władze partii. Chodzi o wielkie pieniądze!

2020-08-17 16:49

Głosowanie za podwyżkami dla polityków odbijają się opozycji czkawką. Choć Borys Budka przepraszał za to oburzonych Polaków, w szczerość przeprosin niewielu przekonało. Sami politycy Platformy widzą w tym błąd także Borysa Budki. "Od 2–3 lat mówię o kryzysie przywództwa w Platformie i to kryzys, jak widać, trwający. Traktuję to piątkowe głosowanie w Sejmie jak termometr sprawdzający stan gorączki, która trapi PO. Nie jesteśmy w stanie wyjść z pewnego kryzysu, brakuje wyczucia i empatii wobec oczekiwań społecznych" - grzmi senator Platformy Obywatelskiej, Bogdan Zdrojewski.

„Super Express”: – W piątek pańscy koledzy z Sejmu zagłosowali za podwyżkami dla szeroko rozumianej klasy politycznej. W poniedziałek przewodniczący Budka uderzył się pierś, przekonywał, że wsłuchał się w głosy oburzenia, przeczytał każdy krytyczny komentarz na temat zachowania posłów jego partii i zapowiedział, że w Senacie PO zachowa się inaczej. Nie za późno ta refleksja przyszła?
Bogdan Zdrojewski: – Można powiedzieć, że lepiej późno niż wcale, choć już w piątek było wiadomo, że to projekt nie do przyjęcia.
– Zdziwił się pan, że pana koledzy z Sejmu nie mieli takich wątpliwości i głosują do spółki z PiS?
– Zdziwiłem się nie tyle, że jest jakieś porozumienie z PiS w tej sprawie – choć też – ale przede wszystkim tym, że jest akceptacja dla tak złego projektu. Oczywiście, najgorszy jest moment, kiedy zdecydowano się go przeforsować przez parlament. Wiadomo, że nigdy nie jest dobry czas na podwyżki, ale ten jest szczególnie zły. Ale są też inne wątpliwości.

PRZECZYTAJ koniecznie: PODWYŻKI DLA POSŁÓW: Chciwy jak polski polityk - pisze Tomasz Walczak

– Jakie?
– To nie jest czas, by podwyższać subwencje dla partii. Druga sprawa to pensja dla pierwszej damy. Nie może być tak, że małżonka prezydenta, która na pięć lub dziesięć lat wypada z rynku pracy, nie ma zabezpieczenia w postaci ubezpieczenia ZUS. Myślę, że nie byłoby protestów, kiedy państwo pokrywałoby koszty jej ubezpieczenia emerytalnego. Natomiast zapewnienie wynagrodzenia, które w ciągu jednej tylko kadencji daje prawie milion złotych, jest i nieadekwatne i nieakceptowalne w obecnych warunkach. Trzecia sprawa to zasłaniano się samorządowcami, których interes miał być głównym powodem do głosowania za tym projektem.
– Tak się tłumaczyli zwłaszcza posłowie Platformy. Że to nie chodzi nawet o pensje ich jako posłów, ale właśnie samorządowców.
– No tak, ale samorządowcy są najskromniejszymi beneficjentami tej propozycji. W niektórych wypadkach to nie rekompensuje strat wywołanych ograniczeniem ich zarobków, zaordynowanym dwa lata temu przez Jarosława Kaczyńskiego w reakcji na gorszące nagrody w rządzie Beaty Szydło. Największym beneficjentem tej zmiany jest szeroko rozumiany obóz władzy. Przy okazji podpięto pod to posłów i senatorów. Co było gorszące, przeprowadzono ten projekt w ekspresowym tempie, które powinno być zarezerwowane wyłącznie dla spraw, które mają poprawić los Polaków, a nie los polityków. To nieakceptowalne.
– Wspomniał pan o porozumieniu między władzą a opozycją w sprawie podwyżek. Są podejrzenia, że ustawa nie trafiłaby do parlamentu, gdyby PiS nie był pewien, że poprze ją opozycja, z którą można by się podzielić krytyką społeczną.
– Nie wiem, ponieważ nie była ta kwestia poruszana na posiedzeniu partii, klubu czy prezydium. W związku z tym są domysły, ale nie mam pełnej wiedzy, żeby jednoznacznie przesądzić, jak to porozumienie zostało zawarte.
– Największa fala krytyki spadła na opozycję, która ramię w ramię z PiS za podwyżkami w Sejmie zagłosowała. Nie było w Platformie nikogo, kto by tę oczywistą konsekwencję przewidział?
– Pojęcie umiaru, stosowności i poczucia pewnej empatii to ważne dla mnie kategorie w polityce. Natomiast od 2–3 lat mówię o kryzysie przywództwa w Platformie i to kryzys, jak widać, trwający.
– Głosowanie za podwyżkami to przejaw tego kryzysu?
– Tak. Traktuję to piątkowe głosowanie w Sejmie jak termometr sprawdzający stan gorączki, która trapi PO. Nie jesteśmy w stanie wyjść z pewnego kryzysu, brakuje wyczucia i empatii wobec oczekiwań społecznych. A także zrozumienia, że Platforma reprezentuje inny elektorat niż PiS. W związku z tym oczekiwania elektoratu i jego aktywność wobec tego błędu nie powinna nikogo dziwić. A raczej powinna być źródłem pewnej satysfakcji.
– Jak to?
– Wyczulone społeczeństwo, któremu chce się jeszcze protestować, naciskać, manifestować określone oczekiwania wobec PO, jest dowodem, że nadzieje wobec Platformy jeszcze nie zgasły. Gdyby te reakcje nie były tak liczne, tak częste i tak mocne i tak wyraźnie skierowane do partii, oznaczałoby to, że formacja zakończyła swój byt.
– Niektórzy wieszczą, że to może być coś, co dobije PO. Chyba, że rację ma Ryszard Terlecki z PiS, który przekonując opozycję, by projekt podwyżek poparła, miał powiedzieć, że ludzie się powściekają, wszyscy dostaną równo po głowie, a potem i tak o wszystkim zapomną. Politycy zaś zostaną z wyższymi uposażeniami. Kto ma rację?
– W polityce pewne rzeczy się kumulują i nie wiadomo, co jest kroplą przelewającą czarę goryczy. Czasami jest to coś bardzo drobnego, czasami coś dużego. Wydaje się, że jako formacja Platforma jest cały czas na granicy tego poważnego zawodu. Trzeba wrócić do wyborów prezydenckich, by zwrócić uwagę, że w bardzo dobrym wyniku Rafała Trzaskowskiego nie można się doszukiwać bezwarunkowego poparcia dla nas połowy społeczeństwa. Myślę, że około połowa wyborców Trzaskowskiego to byli nasi zwolennicy, ale reszta to ludzie, którzy głosowali przeciwko PiS. Nie można więc uznać, że de facto wynik jest na styku. Jest dużo gorzej i trzeba o tym pamiętać. Jeśli się tego nie rozumie i źle kalkuluje decyzje, to jest to prosta droga do porażki.
– Na co dzień mówi się o głębokich podziałach polskiej sceny politycznej, wzajemnej nienawiści zwalczających się ugrupowań, przepaści nie do pokonania. Jest jednak kwestia, która potrafi połączyć zwaśnione strony: to interes klasowy polityków. Może to nawet budujące, że są jakieś punkty wspólne? A raczej jeden punkt wspólny.
– Osobiście byłem przeciwnikiem tzw. totalnej opozycji i jestem przeciwnikiem permanentnej współpracy. W niektórych przypadkach współpraca nie jest możliwa. W niektórych jest wręcz konieczna. W czwartek zwróciłem się w związku z nadciągającą jesienią i spodziewaną kolejną falą koronawirusa z apelem o refundację szczepionek przeciwko pneumokokom dla osób z grup ryzyka oraz rozpoczęcia szczepień na grypę ze wspomaganiem tych, których na to nie stać. W tej sprawie warto współpracować na linii rząd – opozycja, by tę operację właściwie przeprowadzić. Natomiast rozpoczynanie i zakończenie współpracy na wynagrodzeniach dla polityków to poważny błąd.
Rozmawiał Tomasz Walczak