Sympatycy redaktora naczelnego „Newsweek Polska” martwią się o stan jego zdrowia, odkąd trafił nagle do szpitala w Olsztynie. Pamiętnego dnia (10 grudnia) Lis – zazwyczaj aktywny na Twitterze – nie zamieścił na swoim koncie żadnego wpisu, co budziło obawy. Aż do dzisiaj. Po godzinie 16 Tomasz Lis zamieścił w sieci obrazek z napisem „Foxes never quit”, co znaczy po angielsku „Lisy nigdy nie odchodzą”.
Po nim nastąpił kolejny, emocjonalny wpis, w którym dziennikarz wyraził zadowolenie z reakcji na jego problemy. – Były ponad nasz internetowo-twitterowy standard, co mnie bardzo ucieszyło – napisał Lis. – Za wszystkie dobre słowa i ciepłe myśli serdeczne dziękuję – dodał.
W niedzielny wieczór podczas gali wręczenia Nagrody Newsweeka im. Teresy Torańskiej odczytano SMS od przebywającego w szpitalu dziennikarza. – Przede mną długa i żmudna rehabilitacja. Jestem totalnie zdeterminowany by zrobić absolutnie wszystko co trzeba by wrócić do zdrowia, pełni sił, pełnej sprawności i do was, tak szybko jak się da” – informował Lis w pokrzepiającym tonie.
Nie są znane szczegóły dotyczące choroby dziennikarza. On sam oraz jego żona Hanna Lis (49 l.) nie udzielają komentarzy w tej sprawie.