1pub_Marcin Warchoł

i

Autor: Andrzej Iwańczuk

WIceminister sprawiedliwości dla "Super Expressu": Czas skończyć z szantażem gigantów

2018-07-19 5:29

Żeby nigdy więcej nie dochodziło do dramatycznych sytuacji, że z powodu pazerności i nieuczciwości wielkich koncernów budowlanych masowo bankrutują drobni przedsiębiorcy, często rodzinne firmy, a ich pracownicy tracą pracę. Ci ludzie sami zgłaszali się do nas, opowiadając o oszustwach, których ofiarą padali za rządów Platformy Obywatelskiej w latach 2011-2015 - mówi "Super Expressowi" wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł. 

„Super Express”: – Wprowadzacie specjalną ustawę, mającą na celu chronić podwykonawców przy inwestycjach budowlanych, na przykład przy budowie dróg czy autostrad. Po co ta ustawa?
Marcin Warchoł: – Żeby nigdy więcej nie dochodziło do dramatycznych sytuacji, że z powodu pazerności i nieuczciwości wielkich koncernów budowlanych masowo bankrutują drobni przedsiębiorcy, często rodzinne firmy, a ich pracownicy tracą pracę. Ci ludzie sami zgłaszali się do nas, opowiadając o oszustwach, których ofiarą padali za rządów Platformy Obywatelskiej w latach 2011-2015. Polegały na tym, że podwykonawcy nie dostawali wynagrodzenia za swoją pracę, co więcej – czasem w ogóle nie zgłaszano ich inwestorowi.
– To znaczy?
– To znaczy, że inwestor – najczęściej Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad – zamawia w wielkiej firmie budowę jakiejś trasy. A ta firma bierze po cichu podwykonawców, zazwyczaj przedsiębiorstwa zatrudniające po kilkunastu pracowników. Każe im pracować, ale w tajemnicy przed inwestorem. A kiedy droga jest gotowa, mówi: trzeba poprawić to i tamto, chociaż inwestor nie dopatrzył się niedoróbek i wszystko przyjął. To był tylko pretekst, żeby zwlekać z odbiorem prac, a potem naliczać monstrualne kary za opóźnienie. Nadużycia polegały też na tym, że wielki koncern uzależniał wypłacenie podwykonawcy wynagrodzenia od udzielenia nieuzgodnionych wcześniej upustów albo wykonania dodatkowych prac.
– Na czym konkretnie to polegało?
– Podam przykład z budowy trasy S19 w okolicy Sokołowa Małopolskiego. Tam duża firma zaszantażowała podwykonawcę, że nie zapłaci mu należnych 1,6 mln zł, jeśli ten nie udzieli upustu w wysokości prawie połowy tej kwoty. Chodziło konkretnie o 700 tysięcy złotych. Tymczasem trasa została odebrana przez Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad, samochody nią jeździły i wszystko było w porządku. Często się też zdarzało, że duże firmy biorąc udział w przetargach na budowę dróg, zaniżały swoje stawki, ponieważ z góry zakładały, że zrekompensują to sobie kosztem podwykonawców.

– Dobrze, jednak główny wykonawca też ponosił ryzyko. Niewykonanie inwestycji, opóźnienia, skutkowały karami umownymi…
– Ale czym ryzykował główny wykonawca? On ryzykiem obarczał podwykonawców. To oni musieli się zadłużać, żeby kupić materiały na budowę, maszyny i opłacić pracowników, a potem nie dostawali zapłaty. Dochodziło do prawdziwych dramatów – firmy bankrutowały, komornik odbierał ich właścicielom dorobek całego życia, a pracownicy zostawali bez pensji.
– Były jednak rokowania Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad z podwykonawcami, były zawierane ugody?
– Zaangażowanie Generalnej Dyrekcji polegało na tym, że wzięła na siebie zobowiązania wobec podwykonawców i wypłaca im pieniądze, chociaż to wielkie koncerny powinny im płacić. Na uregulowanie zobowiązań wobec podwykonawców poszło już ponad 1,4 mld zł z budżetu państwa, a więc z kieszeni podatników. Z tej kwoty Skarb Państwa na razie odzyskał od dużych firm zaledwie 20 proc. Skoro państwo ma problem z odzyskaniem tych pieniędzy, to proszę sobie wyobrazić sytuację drobnych przedsiębiorców, którzy mieliby stawać na sali sądowej naprzeciw wielkich, zwykle zagranicznych koncernów. Dlatego wielu ulegało szantażowi gigantów. To był przemysł oszustw na masową skalę.

– Co zmienia nowa ustawa?
– Przede wszystkim przyjmujemy zasadę: główny wykonawca, czyli np. zagraniczny koncern, dostanie zapłatę, jeśli sam zapłaci podwykonawcom. Wypłata kolejnych transz pieniędzy będzie następować na podstawie zaświadczenia inspektora nadzoru budowlanego, że prace są wykonane zgodnie z umową. Dzięki temu podwykonawca nie będzie już na łasce i niełasce wielkiej firmy. A za oszukiwanie podwykonawców będą grozić surowe kary, nawet więzienie.
– Pojawiają się jednak głosy krytyki ze strony organizacji skupiających pracodawców. Pojawił się zarzut, że dziś sprawy podwykonawców nie są największym problemem firm budowlanych, że dotyczy sytuacji sprzed lat, że teraz są ważniejsze potrzeby?
– Nieprawda. Sytuacja z drogą S19, którą opisałem, miała miejsce w zeszłym roku. A doszło do niej, ponieważ przepisy są wciąż nieskuteczne. Dlatego je zmieniamy. Nie wiem, w czyim imieniu wypowiadają się organizacje, o których pan wspomina, ale na pewno nie w imieniu skrzywdzonych podwykonawców. Żadnego biznesu nie wolno budować na oszustwie i ludzkiej krzywdzie.
– Ustawa ma wspomóc ludzi pokrzywdzonych przy budowie dróg, autostrad i stadionów przed Euro 2012. Przedsiębiorców, którym za pracę wtedy nie zapłacono. Czy nie jest to jednak złamanie starej zasady, że prawo nie działa wstecz?
– Owszem, prawo nie działa wstecz, ale sprawiedliwość – już tak. Dlatego sprawami z przeszłości intensywnie zajmuje się prokuratura.