Wypadek Szydło. Tak chcą ZAŁATWIĆ byłą premier. Mają asa w rękawie

2018-06-13 8:55

Przyczyny wypadku Beaty Szydło z 10 lutego 2017 r. ciągle nie zostały do końca wyjaśnione. Na początku wydawało się, że na straconej pozycji stoi kierujący fiatem seicento Sebastian K. Jego pojazd zderzył się z samochodem Biura Ochrony Rządu, w którym znajdowała się ówczesna szefowa rządu. 21-latek jednak nie poddaje się i nie zamierza przyznać się do winy. "Rzeczpospolita" donosi, jaką taktykę ma przyjąć jego obrona w sądzie.

Sprawa wypadku Beaty Szydło nie miała jeszcze finału, mimo że mogła zakończyć się warunkowym umorzeniem. Musiałby jednak do winy przyznać się Sebastian K., a nie miał takiego zamiaru. Zdaniem prokuratury to 21-latek spowodował wypadek. Ten jednak utrzymuje, ze nie czuje się winny.

Sprawa wypadku Szydło toczyć będzie się w Sądzie Rejonowym w Oświęcimiu, mimo że chciał on, by zajął się nią Sąd Okręgowy w Krakowie. Wniosek został jednak odrzucony.

Sądy rejonowe mają znacznie większe doświadczenie orzecznicze w przypadku spraw komunikacyjnych niż sądy okręgowe. A ta sprawa jest po prostu wypadkiem komunikacyjnym

– stwierdził w rozmowie z „Rzeczpospolitą" rzecznik ds. karnych krakowskiej apelacji sędzia Tomasz Szymański.

Jak adwokaci Sebastiana K. zamierzają bronić swojego klienta? W "Rz" czytamy, że prokuratura nie ustaliła, czy kolumna rządowa, w której poruszał się samochód Szydło, była uprzywilejowana w ruchu. Śledczy argumentowali, że to nie miało znaczenia, bo kierowca seicento nie zachował "szczególnej ostrożności" przy skręcie w lewo. Mieli jednak pominąć fakt, że pojazdy BOR wyprzedzały na podwójnej linii ciągłej i na skrzyżowaniu.

Kolejna bronią 21-latka ma być to, że świadkowie wypadku - inaczej niż funkcjonariusze BOR - zeznali, że pojazdy nie miały włączonych sygnałów świetlnych i dźwiękowych. Adwokaci mają też wyciągnąć to, że niektórzy świadkowie zdarzenia byli oceniani przez psycholog, której mąż startował w wyborach parlamentarnych z listy Prawa i Sprawiedliwości.