Aspirant Adam Śpigiel: To on uratował dziecko przez telefon

2012-09-04 21:50

Wojtuś Dybek (1,5 r.) spod Wieruszowa (woj. łódzkie) mógłby już nie żyć, gdyby nie ten policjant. Chłopiec zaczął się krztusić, nie mógł złapać oddechu, zsiniał. Jego mama zadzwoniła na numer alarmowy 112. Jednak zamiast z pogotowiem, połączyła się z miejscową komendą policji. Dzięki instrukcjom dyżurnego dziecko udało się uratować.

Była godzina 19.32, gdy u dyżurnego wieruszowskiej policji zadzwonił telefon. Aspirant Adam Śpigiel (45 l.) podniósł słuchawkę i usłyszał głos przerażonej kobiety. - Mój synek nie może oddychać. Dostał szczękościsku - płakała. Policjant natychmiast zaczął ją instruować, co ma robić.

- Proszę złapać dwoma palcami za policzki, mocno nacisnąć. Szczęka powinna się otworzyć. I włożyć palce do buzi - mówił.

Mama chłopca słowa policjanta przekazywała, swojemu mężowi, który prowadził akcję reanimacyjną. - I co oddycha? - pytał aspirant. - Oddycha, ale bardzo ciężko. Oczy robią mu się mętne, zamyka je bardzo często - mówiła przerażona kobieta. - Ale słychać oddech? - dopytywał policjant. - Zanika, a on się siny robi. - Musicie mu zrobić oddychanie usta-usta. 30 sekund, potem przerwa i uciskać klatkę piersiową - pouczał aspirant Śpigiel.

- Wojtusiu, proszę cię! - płakała mama chłopca. Po chwili kamień spadł jej z serca. Dziecko zakaszlało. - Chyba się zadławił, teraz wypluł. O Boże! - powiedziała z ulgą mama Wojtusia.

Dziecko na kilka dni trafiło na obserwację do szpitala. - Nie wiemy, co byśmy zrobili bez pomocy tego policjanta. Aż nie chcemy myśleć, co mogłoby się stać - mówią zgodnie rodzice chłopca Katarzyna (31 l.) i Michał (30 l.) Dybkowie.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki