Artur po prostu nie poradził sobie z presją. Ta cała nagonka, zamieszanie wokół niego i pogróżki zwyczajnie go przerosły. Dlatego na boisko wyszedł zupełnie inny bramkarz - to już nie był ten pewny siebie, silny psychicznie i zdecydowany Boruc. Chłopak nie wytrzymał napięcia i się pogubił.
Straciliśmy kuriozalne bramki po fatalnych błędach, a kiks Artura przy trzecim golu był koszmarny. Zły stan murawy może być tylko częściowym usprawiedliwieniem, bo tak doświadczeni zawodnicy jak Żewłakow i Boruc w tej sytuacji nie mogli się tak zachować. Nie wiem, co ich zgubiło. Kłopoty z koncentracją? Lekkomyślność? Zbyt duża pewność siebie?
Boruc zagrał katastrofalnie, ale zamiast kopać leżącego, trzeba teraz się zastanowić, jak temu chłopakowi pomóc. Nie zostawiajmy go samemu sobie, zawiódł nas, ale nie zapominajmy o tych chwilach, kiedy wspaniałymi interwencjami ratował skórę naszej reprezentacji. To wciąż świetny bramkarz, tylko teraz musi się pozbierać.