- Blamaż to za słabe określenie tego, co zaprezentowaliśmy w Wodzisławiu - mówi Motyka. - Kompromitacja. Wstydziłem się za zespół i wiem, że nic nas nie usprawiedliwa. Mogę tylko przeprosić kibiców i wierzyć, że coś takiego się już nie powtórzy. Dla mnie to tym bardziej bolesne, że byłem obrońcą i do gry defensywy zawsze przykładam olbrzymią wagę. A tutaj były same wpadki. Nic nas nie usprawiedliwia.
- Jakie są przyczyny tak słabej postawy?
- Nieobecność kontuzjowanych: Wolańskiego, Grzyba, Zielińskiego czy Przybylskiego nas nie usprawiedliwia. To byłoby spłaszczenie sprawy. Podobnie jak stwierdzenie, że przyczyną porażki było to, że mecz kończyliśmy w dziesiątkę. Oglądałem sytuację, w której Marcin Komorowski sfaulował Jana Wosia. Nie dałbym mu za to czerwonej kartki, bo dla mnie była to normalna walka o piłkę. Ale stało się. Problem się pojawił - bo do tej pory na styl, jaki prezentujemy, nie narzekałem. Przełknąłem porażkę z Polonią Warszawa (0:4), bo piłkarze dali z siebie wszystko. A teraz... Musimy usiąść i porozmawiać, bo przecież trzy z czterech straconych goli z Odrą to śmiech na sali.
- Nie obawia się pan o swoją posadę?
- Wiem, że niektórzy chcieliby już mojej głowy. Są ludzie żądni krwi. Jednak w tym momencie ofiara złożona z Motyki niczego nie da. W tej chwili najbardziej potrzebny jest nam spokój.
- Za tydzień czeka was starcie z Górnikiem.
- Ale wcześniej czeka nas jeszcze mecz Pucharu Polski z Odrą Opole. A w piątek bardzo ważne spotkanie z Górnikiem. Zabrzanie też cierpią na deficyt punktów i na pewno pod wodzą nowego trenera będą tu chcieli wygrać za wszelką cenę - więc będzie ostro.