Dramat pana Andrzeja: Zabiją mnie kury sąsiada

2018-01-27 4:20

To się nie mieści w głowie! Andrzej Kocyła (56 l.) ze Zgierza koło Łodzi umiera, bo jego sąsiad... hoduje kury. Jedyną szansą na przeżycie ciężko chorego mężczyzny jest likwidacja ptactwa, o czym jednak właściciel drobiu słyszeć nie chce. A cierpiący mężczyzna słabnie z każdym dniem.

O swojej śmiertelnej chorobie dowiedział się w czerwcu ubiegłego roku. - Łatwo się męczyłem, poszedłem więc do lekarza - opowiada. - Po szczegółowych badaniach zdiagnozowano u mnie alergiczne zwłóknienie płuc. Alergenem, który mnie uczula, są odchody domowych ptaków - kur, kaczek, gęsi.

Pan Andrzej nigdy ich nie hodował, za to mieszkający za płotem Zdzisław P. ma kilkadziesiąt kur, które drepczą po podwórku, czasami nawet przeskakują przez ogrodzenie. - Lekarze przepisali mi leki - mówi chory. - Zastrzegli jednak, że ich działanie uzależnione jest od likwidacji źródła alergii. Poszedłem więc do sąsiada i zacząłem go prosić, żeby pozbył się ptaków. Rozmawiałem z nim o tym kilka razy. Nic to nie dało. Zawsze kazał mi się wynosić - dodaje.

Tymczasem choroba postępuje bardzo szybko, a płuca pracują coraz gorzej. W październiku były wydajne w 60 proc., teraz już tylko w 39. Mężczyzna musi być podłączony do tlenu, każdy ruch powoduje u niego zadyszkę.

Jego rodzina zainteresowała problemem urzędników i strażników miejskich ze Zgierza, którzy chcieli porozmawiać z hodowcą kur, ale nie zostali wpuszczeni na teren jego posesji. - Albo on te ptaki zlikwiduje, albo ja umrę - stawia sprawę jasno pan Andrzej. Mężczyzna został co prawda zakwalifikowany do przeszczepu płuc, jednak zabieg uzależniony jest od wielu czynników. Nadzieję panu Andrzejowi daje też postępowanie sądowe, które chce wytoczyć sąsiadowi, ale to może potrwać. A on czasu nie ma.

Zobacz: Dramat pani Beaty z Karsiboru: Dziki porywają jej kury

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki