Irena Sobolewska (64 l.) wraz z całą liczną rodziną miała wielkie szczęście. - Byłam już na nogach. Nagle usłyszałam eksplozję. Wstrząs. Upadłam na podłogę. Kłęby jakiegoś dymu, kurzu, szkło z okien poleciało jak pociski. Dobrze, że wnuki spały, bo byłyby poranione. Wszyscy się pobudzili. Uciekliśmy na zewnątrz - opisywała. Grażyna Walicka też zdołała wybiec na ulicę. - Fragment sufitu spadł nam na łóżko. Zabrałam, co było pod ręką. Tyle mam, co na sobie. Przedzieraliśmy się przez gruzy - opowiadała.
Wszystkich, którzy bez szwanku zdołali uciec z kamienicy, przyjął katowicki Caritas. - Do czasu aż nie dostaną nowych lokali od miasta, będą tu mieszkać. Ci ludzie w jednej chwili stracili wszystko - mówił "Super Expressowi" abp Wiktor Skworc.
Pięcioro ludzi zostało wyciągniętych z gruzowiska przez strażaków. Trafili do szpitali. Jeden z nich jest w stanie ciężkim - został mocno poparzony.
Niestety, nie wiadomo, co dzieje się z rodziną dziennikarza TVN, która mieszka na III piętrze kamienicy. W środę wieczorem Dariusz Kmiecik na Facebooku napisał do kolegi: "Wczoraj Jeremiasz zaczął mówić". Od tej chwili nie było z nim ani jego żoną żadnego kontaktu. Telefony milczały. Dziennikarz nie pojawił się jak zawsze o 8 rano w pracy.
AKTUALIZACJA:
Dariusz Kmiecik, dziennikarz TVN, jego żona Brygida oraz 2-letni syn Jeremiasz zostali znalezieni pod gruzami kamienicy. Nie żyją.
Gruzowisko przeszukiwali ratownicy z psami, specjalnymi kamerami wziernikowymi i czułymi mikrofonami. - Akcję prowadzą specjalne grupy poszukiwawcze z Jastrzębia-Zdroju, Krakowa i Nowego Sącza. Nie potrafię w tej chwili powiedzieć, ile to jeszcze potrwa. Poszukiwane osoby były w tej części budynku, która praktycznie przestała istnieć - informował st. bryg. Jeremi Szczygłowski.
Czytaj też: Brygida Frosztęga-Kmiecik, dziennikarka TVP, żona Dariusza Kmiecika zaginęła po wybuchu gazu w Katowicach
Do wybuchu doszło najprawdopodobniej w lokalu na II piętrze, znajdującym się tuż pod mieszkaniem poszukiwanej rodziny. Mieszkał tam Mariusz P. (42 l.), najbardziej poparzony. Dziś miał zostać eksmitowany do noclegowni. Dwa dni wcześniej do domu opieki społecznej trafiła jego poruszająca się na wózku matka.
Czy mógł być na tyle zdesperowany, by próbować popełnić samobójstwo i samemu wywołać wybuch? A może nielegalnie podłączył się do instalacji gazowej, bo od jakiegoś czasu w jego mieszkaniu media były odcięte? Dochodzenie w sprawie katastrofy prowadzą policja i prokuratura.
Ocalona Irena Sobolewska (64 l.): Zdołaliśmy uciec
To było straszne. Wstałam właśnie. Nagle usłyszałam wybuch. Był wstrząs. Powaliło mnie na podłogę. Kłęby dymu, kurzu. Odłamki szkła z okien leciały jak pociski. Wszyscy się pobudzili. Uciekliśmy na ulicę.
St. bryg. Jeremi Szczygłowsk: Ciągle szukamy
Poszukiwane osoby były w tej części budynku, która praktycznier przestała istnieć. Próbujemy je zlokalizować. Ręcznie rozbieramy rumowisko. Nie wiem, jak długo to potrwa.