Dziewczynka po zatruciu grzybami czeka na przeszczep. Modlimy się za tę małą

2013-09-21 9:31

W stołecznym Centrum Zdrowia Dziecka najlepsi lekarze walczą o życie 4-letniej dziewczynki z Bodzanowic (woj. opolskie), która w środę w nocy trafiła do Warszawy ze szpitala w Oleśnie. Dziecko zjadło muchomora sromotnikowego, którego rodzice, doświadczeni grzybiarze, pomylili z kanią. Marzena Głuszniewska (45 l.) z Ciechanowa wie dokładnie, co przeżywają. Dwa lata temu o mały włos w podobny sposób straciłaby syna Dawida (18 l.).

To desperacka walka i lekarze z CZD tego nie ukrywają. - Stan dziewczynki jest bardzo ciężki, została przez nas uśpiona farmakologicznie - mówi dr Małgorzata Manowska, kierownik Kliniki Anastezjologii i Intensywnej Terapii, gdzie leży maleństwo. Czterolatka trafiła tam prosto ze szpitala w Oleśnie, w którym początkowo podejrzewano obecność rotawirusa. Nikt nie przypuszczał, że wśród kani i maślaków, które w poniedziałek jadła cała rodzina, znalazł się muchomor sromotnikowy.

Dziś wiadomo już, że na skutek silnego zatrucia nie działa wątroba dziecka oraz częściowo układ oddechowy. - Trucizna w organizmie dziewczynki zrobiła swoje. My próbujemy teraz spowalniać kolejne objawy. Walczymy o ośrodkowy układ nerwowy, bo mózgu nie da się przeszczepić, a występuje tam duży obrzęk - mówi prof. Piotr Kaliciński (57 l.), transplantolog dziecięcy. Trwa również walka o nową wątrobę. Ponieważ nie wiadomo, kto z najbliższych dziecka jadł trujące grzyby, wykluczono przeszczep rodzinny. W grę, zgodnie z polskim prawem, wchodzi już tylko przeszczepienie organu od zmarłego dawcy.

Ważna jest każda chwila. - Organizm dziecka może się załamać w ciągu kilku godzin, a w najlepszym wypadku w ciągu kilku dni. Mamy nadzieję, że uda się utrzymać funkcję organizmu do czasu przeszczepu - mówił w piątek po południu prof. Kaliciński.

- Współczuję tym rodzicom, bo wiem, co oni teraz przeżywają. Ja sobie nie wyobrażam, żebym miała przez coś podobnego kiedyś przechodzić. Tym bardziej że teraz, gdy słucham w radio o tej dziewczynce, to wszystko wraca - mówi Marzena Głuszniewska (45 l.), mama Dawida (18 l.) z Ciechanowa, który dwa lata temu walczył o życie po zjedzeniu jajecznicy z muchomorami sromotnikowymi. Grzyby jadł wtedy po raz pierwszy w życiu. Pierwszy i ostatni, bo teraz nie tyka nawet pieczarek. - Nie jem ich nawet na pizzy. Nie mogę - mówi chłopak, który żyje dzięki nowej wątrobie przeszczepionej w CZD i lekom, na które skazany będzie już do końca życia.

Bardzo by chciał, żeby znalazł się dawca dla 4-latki. I przestrzega przed grzybami. - Lepiej nie zbierać tych, których się nie zna. A najlepiej nie jeść ich w ogóle - mówi chłopak. Rodzicom walczącej o życie dziewczynki życzy dużo siły. - Mam nadzieję, że tej maleńkiej się uda. Będę się o to modlić - dodaje jego mama Marzena.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki