Ta informacja na nogi postawiła mysłowicką policję. - Katarzyna F. wyszła z mieszkania z dziećmi i zagroziła, że je potopi w Przemszy, a później zabije siebie - usłyszał dyżurny komendy. Funkcjonariusze zareagowali błyskawicznie i znaleźli Katarzynę F. w parku nieopodal rzeki. Emilka (2 l.), Miłosz (4 l.) i Kacper (6 l.) byli cali i zdrowi.
- Matka trafiła najpierw do szpitala, dzieci do pogotowia opiekuńczego - mówi prokurator Monika Stalmach-Ćwikowska. - Dzieci były zadbane, bez śladów przemocy - dodaje.
Katarzyna F. od roku samotnie wychowuje trójkę maluchów. Opiekę roztoczył nad nią Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej. - Była jedną z naszych wzorowych podopiecznych. Trafiła do nas pół roku temu jako ofiara przemocy domowej. Najpierw mieszkała w naszym hostelu, a później w socjalnym mieszkaniu wspólnotowym. Bardzo dbała o dzieci. Nie piła też alkoholu - mówi nam Sylwia Komraus, dyrektor MOPS w Mysłowicach.
Zobacz też: Z rzeki pod Poznaniem wyłowiono zwłoki. Policja nie wyklucza morderstwa
Co zatem sprawiło, że kobieta zagroziła dzieciom śmiercią? Wszystko wskazuje na to, że rozpacz i bieda. Katarzyna F. załamała się psychicznie, nie radząc sobie sama z wychowaniem maluchów. Ani od ich ojca, ani od własnej rodziny nie mogła liczyć na jakąkolwiek pomoc. Czarę goryczy przelały dwie rozmowy przeprowadzone wcześniej tego samego dnia z najbliższymi krewnymi.
Podczas przesłuchania Katarzyna F. płakała i wyrażała skruchę. - Podkreślała, że groźby zamordowania dzieci nigdy nie chciała zrealizować. Miała tak powiedzieć po burzliwej rozmowie z rodziną. To była najprawdopodobniej chwila załamania. Wołanie o pomoc zdesperowanej matki - mówi prokurator Monika Stalmach-Ćwikowska.
Katarzyna F. usłyszała zarzut narażenia dzieci na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia. Grozi jej do 5 lat więzienia. Kobieta nie została zatrzymana. Znowu zamieszkała w hostelu MOPS, a sąd zdecyduje, czy dzieci będą mogły do niej wrócić.