Jestem dobrze obsadzona

2010-04-23 4:00

Joanna Pierzak-Orleańska (36 l.), znana telewidzom jako Joanna z serialu "Złotopolscy", gra też Weronikę w "Licencji na wychowanie", matkę dwojga dzieci. Z aktorką rozmawiamy o tęsknocie, córce i byciu mamą.

Pani postać z "Licencji na wychowanie", Weronika, jest kobietą bardzo energiczną, często zachowuje się niemal dyktatorsko...

- Weronika to kobieta nowoczesna, łączy pracę zawodową z życiem prywatnym, szybko musi podejmować różne decyzje. Myślę, że jest bardzo otwarta w stosunku do bliskich, ale zderzenie jej myślenia, jej męża z myśleniem ich dzieci obnaża błędy i małostki dorosłych.

Dobrze się pani czuje w roli Weroniki?

- Myślę, że zostałam dobrze obsadzona. Mam szansę grać osobę, która jest aktywna, dynamiczna. Do tej pory dostawałam role kobiet skrzywdzonych, schowanych w sobie. Teraz dostałam postać bardzo bliską mojej psychice, bo prywatnie też jestem energiczna, czasem działam szybciej niż myślę.

W "Licencji na wychowanie" przewodnim tematem są zagadnienia wychowania dzieci, chyba teraz pani bliskie, bo jest pani młodą mamą.

- Tak. Mam 3-letnią córkę i doświadczam różnych trudów wychowywania dziecka. Staram się na bieżąco czytać poradniki o tej tematyce, studiować modele metod wychowawczych. Ten serial też pomaga mi zastanawiać się nad sposobami wychowania dziecka.

Wypracowała już pani receptę na życie i licencję na dobre wychowanie?

- Nie. Myślę, że nie ma jednej recepty. Każdy z nas jest indywidualnością. Ludzie są różni - wrażliwi, mądrzy, głupi... Najważniejsze jest, aby kochać się i szanować, a cała reszta sama się ułoży. Scenariusz serialu "Licencja na wychowanie" napisała kobieta, która wie, jak żyje się w rodzinie. Myślę, że przyglądam się sobie przez swoją postać.

Serial kręcony jest we Wrocławiu, a pani mieszka w Warszawie. Jak znosi pani rozłąkę z córką?

- Ciężko. Pamiętam, że kiedyś nie było mnie w domu niemal tydzień. Gdy wróciłam, zobaczyłam, jak Zosia bardzo się zmieniła, jak dojrzała. Wieczorami czytałam córce bajki do snu, a teraz prowadzimy filozoficzne rozmowy. Często słyszę od niej: "Mamo, ja rozumiem, że ty musisz pracować, ale dlaczego we Wrocławiu? To jest nieuczciwe". Mam wrażenie, że z trudem znosi moją nieobecność i tak jak ja tęsknię za nią, tak ona tęskni za mną. Czasami zabieram ją ze sobą i wtedy opiekują się nią moi teściowie, którzy mieszkają we Wrocławiu. Ale kiedy mała zostaje w Warszawie, gdy tylko mogę, dzwonię do domu. Pytam męża, jak się mają, czy Zosia zjadła obiad, co robi...

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki