KAC KONIN: Koledzy pochowali w lesie Józka, który nie przeżył grilla

2013-06-03 4:00

Tym razem w kacu Tadeusza B. (53 l.) wcale nie najgorszy był tępy ból głowy. Najbardziej przerażające było wydobywanie z zakamarków pamięci tego, co robił podczas grilla u Józka (†53 l.). Pamiętał, że były pieczone skrzydełka, ciepły alkohol i... zimny kolega. Okazało się, że gospodarz nie przeżył zabawy, więc koledzy pochowali go w lesie. A potem nie pamiętali gdzie!

Są takie imprezy, które wymykają się spod kontroli, a ich przebieg jest bardzo zawiły i tajemniczy. A to, co wydarzyło się pod Koninem (woj. wielkopolskie), było bardzo dziwne.

>>> Wrocław: Przywieźli grilla i dinozaury

Józef D. wpadł na pomysł zorganizowania grilla. Kupił drób, alkohol i poszedł po kolegów. Jedli, pili, żywo dyskutowali... - Wszystko było jak zawsze do momentu, gdy Józek poszedł spać. Po pewnym czasie połapaliśmy się, że on tak naprawdę nie śpi, tylko jest zimny - odtwarza w pamięci koszmarny wieczór pan Tadeusz. Dalszy rozwój wypadków trudno zrozumieć nie tylko policjantom, ale i uczestnikom zabawy. Tadeusz B. z synem Januszem, stojąc nad ciałem Józka, postanowili go pochować z honorami. Umyli go, ubrali w odświętne ubranie, a traktor z przyczepą zmienił się w karawan pogrzebowy. Pochowali go w lesie, bo przecież był drwalem. - Józek kochał las - mówi, roniąc łzy Tadeusz. - Drugi raz bym tego nie zrobił, wystarczy że najadłem się wstydu - dodaje.

Sprawa amatorskiego pogrzebu wydała się po kilku dniach. Sąsiedzi i koledzy drwale zaniepokoili się nieobecnością Józka. Ruszyły poszukiwania. - Tadeusz z synem Januszem też go szukali! - oburzają się znajomi zmarłego.

Gdy go znaleziono, Tadeuszowi i Januszowi zaczęła wracać pamięć. O wszystkim opowiedzieli śledczym. Sekcja wskazała, że Józef D. umarł śmiercią naturalną, a jak tłumaczy asp. Marcin Jankowski z konińskiej policji, śledczy postanowili, że organizatorzy nocnego pogrzebu nie usłyszą żadnych prokuratorskich zarzutów.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki