Kapler DOSTAŁ 60 tys. złotych od NCS, a NFZ nie ma PIENIĘDZY na chore DZIECI

2012-04-11 20:18

Od blisko dwóch miesięcy nie jest już szefem Narodowego Centrum Sportu, ale powodów do narzekań nie ma... Na początku kwietnia Rafał Kapler (38 l.) dostał z NCS ponad 60 tys. zł. A jakby tego było mało, domaga się natychmiastowej wypłaty pół miliona premii. Tej samej, którą zablokowała minister Joanna Mucha (36 l.).

- Zgodnie z kontraktem, spółka Narodowe Centrum Sportu wypłaciła panu Rafałowi Kaplerowi wynagrodzenie do dnia zakończenia kontraktu, tj. do 20 marca w wysokości 17 396 zł netto, należną jednomiesięczną odprawę 31 980 tys. zł netto, oraz należną nagrodę roczną z tytułu pełnienia funkcji członka zarządu w danym roku kalendarzowym (proporcjonalnie do okresu zatrudnienia) w wysokości 13 786 tys. zł netto - informuje nas Daria Kulińska, rzecznik NCS. W sumie więc Kapler otrzymał ostatnio 63 162 tys. zł netto.

Były już prezes odszedł z NCS w połowie lutego. Niedługo później wyszło na jaw, że mimo opóźnień w budowie Stadionu Narodowego przysługuje mu gigantyczna premia - 570 tys. zł. Joanna Mucha ujawniła kontrakt Kaplera i zablokowała wypłatę premii. Prawdopodobnie sprawa już niedługo trafi do sądu.

- Rafał Kapler przysłał nam 13 marca ostateczne przedsądowe wezwanie do zapłaty. Spółka jeszcze nie odpowiedziała na pismo - mówi Kulińska.

- Sprawą umów podpisanych przez Rafała Kaplera z NCS powinna zająć się prokuratura - grzmi Jan Tomaszewski (64 l.), poseł PiS i były bramkarz.

Dzieci, które w Warszawie połkną zabawkę czy wsadzą sobie coś do oka, nie mają szans na pomoc w nocy czy w święta! Szpitale narzekają na brak pieniędzy, a rodzice są wściekli i przerażeni.

Jeszcze kilka lat temu cztery warszawskie szpitale dziecięce dzieliły się dyżurami laryngologów i okulistów, którzy pomagali w nagłych wypadkach. Dziś nie ma po tym śladu. - To pomyłka, żeby w stolicy kraju nie można było liczyć na taką pomoc. Nie możemy być jak Trzeci Świat - nie kryje złości Dorota Kisiel (34 l.), mama półrocznej Liliany.

Na leczenie dzieci NFZ nie ma pieniędzy. - Zatrudnienie dyżurujących lekarzy wiąże się z bardzo dużymi kosztami. Kontrakty na to nie pozwalają - mówi Maciej Kot, rzecznik Szpitala przy Niekłańskiej, jednej z czterech dziecięcych placówek w stolicy. NFZ jak zwykle ma na wszystko wytłumaczenie. - Nie ma takiego produktu jak ostry dyżur. Są szpitalne oddziały ratunkowe, pogotowie i lekarze zakontraktowani na oddziałach. Szpitale pracują cała dobę i mają obowiązek pomóc, jeśli jest taka potrzeba - mówi Wanda Pawłowicz, rzecznik mazowieckiego oddziału NFZ.

Łatwo mówić. Prawda jest taka, że to rodzice tułają się po szpitalach. Z drobnym urazem poradzi sobie bowiem niemal każdy dyżurujący lekarz. Gorzej jest w przypadku poważniejszych problemów, które wymagają natychmiastowej operacji. W stolicy takiej pomocy po godz. 15 czy w święta nie ma. Dzieci na nagłe zabiegi oczu trzeba transportować helikopterem aż do... Płocka.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki