Rafał Szela jest pszczelarzem niemalże od dziecka. Tradycja pszczelarska w jego rodzinie sięga pradziadka i czasów przed II wojną światową. Od zawsze pszczoły w gospodarstwo Szelów, miały się bardzo dobrze. Działalność mężczyzny nie skupiała się na typowej produkcji miodu. Najważniejsza była sama hodowla pszczół, stanowiąca zaplecze dla innych pszczelarzy w całej Polsce. Niestety ostatnio mężczyzna zaobserwował coś niepokojącego! 18 września, był przy swoich ulach około 12.00 i było wszytko w porządku. Kiedy wrócił około 15.00 zaobserwował tysiące pszczół wracających do swoich uli już tylko po to aby tam umrzeć!
–Widok rozdzierający serce. Pszczoły wracały do uli, ale ich powrót wyglądał inaczej niż zwykle. Nie docierały tam, większość z nich spadała na ziemię. Inne chwiejnie siadały na ścianie ula. To była totalna agonia! Nie miałem żadnych wątpliwości , że moja pasieka została zatruta-mówił Rafał Szela.
Mężczyzna zweryfikował sytuację w okolicy, ale nikt z pszczelarzy w pobliżu nie stracił pszczół i nie zaobserwował by jego owady zostały otrute w podobny sposób! Pan Rafał przez dwa tygodni stracił 66 rodzin pszczelich. W sumie około dwa i pół miliona pszczół. To niemalże cały jego życiowy dorobek!
-Powiatowy Lekarz Weterynarii potwierdził, że pszczoły zostały zatrute jakąś substancją chemiczną i wykluczył, aby chorował na coś wcześniej. Chciało mi się płakać, kiedy widziałem kolejne setki pszczół padając na grzbiety z rozłożonymi skrzydełkami, wysuniętymi języczkami. Po prostu umierające w męczarni! – mówił pszczelarz.
W pasiece trwają prace nad uratowaniem tego, co zostało. Niestety ubytek pszczół był już tak duży, że pozostałe części rodzin nie przetrwają samodzielnie zimy. - Trzeba je łączyć po dwie lub trzy, aby jak najwięcej pszczół ogrzewało się nawzajem zimą - podkreśla właściciel.
Załamany mężczyzna sprawę zgłosił policji w Tyczynie, która zabezpieczyła martwe pszczoły. Bada je Państwowy Instytut Weterynarii w Puławach. Rzecznik rzeszowskiej Komendy Policji poinformował, że dochodzenie jest prowadzane w sprawie. Ustalane są okoliczności zdarzenia. Jak dotąd nikt nie został zatrzymany i nie usłyszał zarzutów - powiedział Adam Szeląg.