List do Baracka Obamy to dziwaczna inicjatywa

2009-07-20 4:00

W ostatnim wydaniu "Super Expressu" obecny prezydent RP Lech Kaczyński i były prezydent Aleksander Kwaśniewski dzielili się z Czytelnikami wspólnym przekonaniem, że wystosowanie apelu do Baracka Obamy, aby nie zapominał o naszym regionie podczas rozmów z Rosją, było słuszne. Dziś tę inicjatywę komentuje były premier Leszek Miller.

"Super Express": - Wybitni politycy z Europy Środkowej wystosowali apel do prezydenta Baracka Obamy, aby Stany Zjednoczone, budując swoje relacje z Rosją, nie zapominały o naszym regionie. W ostatnim wydaniu "Super Expressu" potrzebę powstania tego listu tłumaczył jeden z jego sygnatariuszy, Aleksander Kwaśniewski, oraz udzielający wsparcia tej inicjatywie Lech Kaczyński. A jakie jest pańskie zdanie w tej sprawie?

Leszek Miller: - Ta inicjatywa jest dziwaczna. Przyjrzyjmy się treści i formie listu - to naiwny lament, że nasza część Europy przestała być przedmiotem zainteresowania Ameryki, bo ta jakoby nie chce prowadzić zdecydowanej polityki wobec Rosji. Testem wiarygodności takiej polityki miałaby być m.in. kwestia instalacji elementów tarczy antyrakietowej w Polsce. W ten sposób sygnatariusze listu przekonują, że wciąż istnieje dla nas zagrożenie ze strony tego kraju. Czyżby wyobrażali sobie, że Ameryka ma postrzegać dzisiejszą Rosję tak samo jak ZSRR? Autorzy domagają się, aby Stany Zjednoczone traktowały naszą część Europy jak lenno wasalne. Zapominają, że Europa Środkowa jest częścią silnego sojuszniczego związku pod postacią Unii Europejskiej i NATO.

- Autorzy listu odnoszą wrażenie, że Stany Zjednoczone uznały swoją politykę odnośnie Europy Środkowej za na tyle udaną, że mogą już o tym regionie zapomnieć, skupiając się na innych kwestiach strategicznych, spokojnie zakładając, że proatlantyckie nastawienie, stabilność i rosnący dobrobyt takich państw, jak Polska, będą trwały wiecznie. Zdaniem sygnatariuszy listu taki pogląd byłby przedwczesny...

- Nie wyobrażam sobie, aby w sytuacji, gdy Europa się jednoczy - Unia Europejska jest coraz lepiej zorganizowana - miał się u nas pojawić jakiś watażka, który rozpęta antyamerykańską i antyunijną histerię, próbując rozbić od środka NATO lub Unię. To jest political fiction - potworne wyolbrzymienie ewentualnego zagrożenia.

- A jednak wygląda na to, że część poważnych polityków w naszym regionie dostrzega takie zagrożenie.

- A może inspiracji dla powstania tego listu poszukajmy nie nad Wisłą czy Dunajem, lecz za oceanem? Idea wyrażona w liście jest zbieżna z przekonaniami Rona Asmusa - tego samego, o którego pytał Lech Kaczyński w słynnej rozmowie z Radosławem Sikorskim. Lideruje on grupie demokratycznej opozycji niezadowolonej z polityki prezydenta Obamy. Tarcza antyrakietowa jest oczkiem w głowie Asmusa. Podejrzewam, że wizyta Obamy w Moskwie i widoczny brak entuzjazmu dla tarczy uruchomiły tę inicjatywę. I aby nadać jej większą wagę, poproszono kilku europejskich polityków o podpisanie tekstu. Nie wiem, czy oni zdają sobie sprawę z tego, że zostali instrumentalnie wykorzystani w wewnątrzamerykańskiej grze. Grze, która nie zrobi na administracji Obamy żadnego wrażenia - no, chyba że zdziwi tym, że ktoś dał się w nią wmanipulować.

- Jaki będzie los tarczy antyrakietowej?

- Amerykanie nie odpuszczą jej sobie, ale zrobią wszystko, żeby nikt nie myślał, że będzie ona wymierzona przeciwko Rosji - jeśli powstanie, najprawdopodobniej Rosjanie będą kooperować w tej inwestycji. I wcale nie musi ona powstać w Polsce. Natomiast czynni politycy w naszym kraju nawet nie udają, że patrzą na tarczę jako na instalację, która ma chronić przed niebezpieczeństwem z Kremla.

- Czy tarcza jest nam w ogóle potrzebna?

- Ja uważam, że nie jest. Po pierwsze, nie chroniłaby Polski, lecz wyłącznie Stany Zjednoczone. Nie wzmacniałaby zatem naszego bezpieczeństwa, lecz odwrotnie - tworzyłaby zagrożenie.

Leszek Miller

Premier RP w latach 2001-2004

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki