Rodzice Julki mieszkali w jednej z łódzkich kamienic, ale trzy miesiące po jej narodzinach ojciec dziewczynki wyprowadził się z domu. Nadal jednak, co pewien czas gdy mama tej kruszynki przebywała w pracy, zajmował się córką. Zamiast jednak ją czule tulić i pielęgnować, wyrządzał jej krzywdę.
Pierwszy raz dziewczynka trafiła do szpitala 6 października z pękniętą czaszką. Ojciec przyznał wtedy, że Julka spadła na podłogę z łóżeczka. Dziś już wiadomo, że to on rzucił córką.
Wówczas jednak lekarze nie nabrali jeszcze podejrzeń, że sprawcą tych nieszczęść może być Piotr K..
- Wobec rodzaju stwierdzonych obrażeń i braku wcześniejszych sygnałów o stosowaniu przemocy nie sposób było wtedy kwestionować okoliczności podawanych przez mężczyznę – tłumaczy Krzysztof Kopania, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Łodzi. - O zaistniałej sytuacji szpital powiadomił pracownika socjalnego, a po kilku dniach niemowlę wypisane zostało do domu.
W minioną niedzielę, równo tydzień po pierwszym przyjęciu do szpitala, Julka zjawiła się tam z mamą ponownie. Tym razem, po wizycie swojego ojca miała siniaki na ciele, złamane żebro i krwiaka głowy. Mężczyzna nie potrafił racjonalnie wytłumaczyć, co się tym razem stało. Został więc zatrzymany, a biegły lekarz sądowy stwierdził, że obrażenia powstały w wyniku znęcania się ze szczególnym okrucieństwem. Prokuratura postawiła Piotrkowi K. zarzuty usiłowania zabójstwa, za co grozi mu nawet dożywocie. Dodatkowo odpowie za znęcanie się również nad matką dziecka.
Julka przebywa w szpitalu na obserwacji. Być może będzie musiała być operowana.