Marcin zginął na oczach swej narzeczonej

2009-09-25 7:00

Marcin S. (26 l.) niczym prawdziwy dżentelmen odwiózł narzeczoną do jej domu w Pabianicach (woj. łódzkie). Przystanął na poboczu i czule się z nią pożegnał. Potem pomachał do dziewczyny i zaczął wyjeżdżać na drogę. Nie minęło kilka sekund, kiedy auto Marcina zostało dosłownie zmiecione przez pędzące jezdnią audi.

Cały dramat rozgrywał się na oczach narzeczonej, która w najbliższą sobotę miała zostać jego żoną! - Marcinku, ty musisz żyć. Nie rób mi tego - błagała zapłakana dziewczyna, patrząc, jak jej ukochany umiera.

Tragedię, która wydarzyła się na ul. Warszawskiej w Pabianicach, trudno sobie wyobrazić...

Marcin S. (26 l.) odwoził narzeczoną swoim fiatem do domu. Młody mężczyzna zatrzymał się przy krawężniku. Tam jego ukochana wysiadła z auta. Marcin chciał zawrócić. Zdążył pomachać na pożegnanie narzeczonej, a potem włączył lewy kierunkowskaz i poczekał na właściwy moment, by wjechać na drogę. Samochody jadące prawym pasem zaczęły zwalniać, umożliwiając mu włączenie się do ruchu. Marcin zaczął zawracać. Kiedy był na środku jezdni stało się coś strasznego!

Zza przepuszczających go aut wyłoniło się wyprzedzające inne samochody z lewej strony audi. Jego kierowca nawet nie próbował hamować i z całym impetem uderzył w fiata. Okolicą wstrząsnął huk rozrywanej blachy. Kierowca audi uciekł i pozostawił bez pomocy konającego Marcina i swojego pasażera. Na miejsce przyjechały karetki pogotowia i wóz straży pożarnej. Strażacy musieli rozcinać karoserię, by wyciągnąć z wraku mężczyznę. - Marcinku! Ty musisz żyć. Nie rób mi tego - krzyczała zrozpaczona narzeczona Marcina, nerwowo chodząc wokół lekarzy i leżącego na ziemi ukochanego. Niestety, ratownikom nie udało się ocalić jej przyszłego męża.

Sprawca tragedii następnego dnia zgłosił się na policję. Został zatrzymany. Za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym i ucieczkę grozi mu do 12 lat więzienia.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki