Jan G. z Giebłutowa zabił Zofię G., a teraz wyszedł na wolność

2011-03-31 4:00

Jan G. (52 l.) z Giebłutowa (Dolnośląskie) zatłukł swoją żonę Zofię G. (+74 l.) kijem od miotły, bo nie chciała mu dać pieniędzy na wódkę. Po trzech miesiącach aresztu Sąd Okręgowy w Jeleniej Górze wypuścił zwyrodnialca. - Musieliśmy to zrobić - tłumaczy sędzia Andrzej Wieja (57 l.) i zwala winę za to na prokuraturę.

O bestialskim morderstwie pisaliśmy we wtorek. Mieszkańcy Giebułtowa tylko na krótko uwolnili się od strachu przed sąsiadem, który ich wcześniej terroryzował. Teraz mężczyzna chodzi codziennie po wsi, popija piwo, a ludzie uciekają mu z drogi. - Czy mamy czekać, aż znów kogoś zabije? - pytają.

- Sąd nie znalazł podstaw, aby przedłużyć areszt tymczasowy, ponieważ nie ma opinii biegłych medyków co do zgonu kobiety. Brak też oceny stanu psychicznego Jana G., którą przygotowują biegli psychiatrzy. To nie wina sądu, że prokurator, mając na to 3 miesiące, nie zdążył zebrać wymaganych dokumentów. Musieliśmy wypuścić oskarżonego. Oczywiście nie oznacza to, że Jan G. nie odpowie za czyn, którego się dopuścił - mówi Andrzej Wieja, rzecznik Sądu Okręgowego w Jeleniej Górze.

Patrz też: Gdańsk: Eryk P. zabił księdza na randce?

Śledczy dobrze wiedzą, że dali plamę. Ale zasłaniają się długimi procedurami. - Mimo starań prokuratora biegli sądowi nie zdołali zakończyć pracy. Ich opinie mieliśmy dostać na dniach. Dlatego prosiliśmy sąd o przedłużenie aresztu tymczasowego. Nasz wniosek został odrzucony, więc złożyliśmy zażalenie do sądu apelacyjnego i czekamy na decyzję - odpowiada Jerzy Szkapiak, prokurator rejonowy w Lwówku Śląskim.

Proceduralna przepychanka trwa, a ludzie boją się Jana G. Jakiś czas temu trafił do szpitala psychiatrycznego w Bolesławcu, jednak po kuracji nie stosował się do zaleceń lekarza, nie brał leków i pił dalej. Odmawiał leczenia i skończyło się morderstwem.

Teraz mieszkańcy Giebłutowa zastanawiają się, kto będzie jego kolejną ofiarą.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki