Liverpool, choć bez Stevena Gerrarda, zaatakował w I pierwszej połowie Chelsea z wielką pasją. Najpierw Fabio Aurelio wykorzystał błąd Cecha i było 0:1, potem Xabi Alonso z karnego podwyższył na 0:2. Ludziom Beniteza do szczęścia, czyli awansu brakowało jednego trafienia, a "The Blues" potykali się o własne nogi.
Kiedy przeciwnik nie może, najlepiej drużynę załatwi własny bramkarz. W 51. minucie Pepe Reina z niewiadomych powodów wepchnął piłkę do swojej bramki po dośrodkowaniu Drogby. Z Liverpoolu uszło powietrze, co Chelsea wykorzystała, zdobywając dwa kolejne gole. "The Reds" jeszcze się poderwali, wyszli na prowadzenie 4:3, ale strzał kapitalnie grającego w II połowie Franka Lamparda w 89. minucie doprowadził do wyrównania. Wielkie widowisko, dramat, ważące się losy meczu - cóż może być wspanialszego.
Dla kontrastu spotkanie Bayernu z Barceloną było nudnawe. Barca grą "w dziada" opędzała się od Niemców. Tańczący na linii Juergen Klinsmann w końcu wymusił na Bawarczykach zdobycie prowadzenia (Ribery), ale Katalończycy wyrównali i zadowoleni poszli do domu.
W półfinale "oszczędni artyści" z Barcy i szaleni strzelcy z Londynu wpadną na siebie. I już teraz można sobie ostrzyć apetyt na supermecze, jakie to zestawienie wróży.
1/4 finału Ligi Mistrzów
Chelsea - Liverpool 4:4
0:1 Fabio Aurelio (19), 0:2 Xabi Alonso (28 - k.), 1:2 Reina (51 - samobójcza) 2:2 Alex (57 - w), 3:2 Lampard (76), 3:3 Lucas (81) 2:4 Kuyt (82), 4:4 Lampard (89) Pierwszy mecz 3:1
Bayern - Barcelona 1:1
1:0 Ribery (47), 1: 1 Keita (73) Pm 0:4