Pacjenci CIERPIĄ przez ABSURDALNE PRZEPISY: Chorzy na pęcherz mają problemy z REFUNDACJĄ LEKÓW

2012-09-27 4:00

Ponad milion polskich pacjentów z chorobą pęcherza cierpi przez bezsensowny przepis! Żeby móc korzystać z leków refundowanych, które pozwalają im godnie żyć, muszą poddać się zupełnie niepotrzebnemu i drogiemu badaniu. Nie pomagają nie tylko apele pacjentów, ale nawet grona najwybitniejszych polskich ginekologów i urologów. Ministerstwo dalej wie swoje.

Dla pacjentów z zespołem pęcherza nadreaktywnego (OAB) bez nowoczesnych leków każdy dzień to koszmar. Ale przez absurdalne przepisy dostęp do terapii nimi mają tylko ci, którzy przejdą tak zwane badanie urodynamiczne. - Choć mój lekarz zdiagnozował u mnie OAB, badanie nie potwierdziło tego, przez co teraz muszę żyć tylko z lekami bez recepty, które na mnie nie działają - mówi Barbara Piskorska z Poznania. Tacy chorzy jak pani Barbara bez zmiany przepisów nie mają nadziei na normalne życie. Dopiero terapia nowoczesnymi lekami daje szanse na zmiany. - Wcześniej oglądałam się za siebie, sprawdzałam, czy nie mam mokrych plam na ubraniu, wylewałam na siebie perfumy - mówi Teresa Bodzak (54 l.) z Lublina. Na szczęście teraz pani Teresa może korzystać z refundowanych leków antycholinergicznych. Badanie dało korzystne dla niej rezultaty.

Dla pacjentów jest ono jednak ciężkim przeżyciem. Do cewki moczowej wkłada się przez pochwę obcy przedmiot, potem badany rozebrany od pasa w dół chodzi po gabinecie nie tylko przy lekarzu, ale i pielęgniarce. Gdyby było to faktycznie konieczne, pozostawałoby zacisnąć zęby. Tyle że konieczne nie jest. Przeciwko badaniu urodynamicznemu protestują zarówno urolodzy, jak i ginekolodzy. - Z medycznego punktu widzenia jest ono niepotrzebne, by przepisać leki antycholinergiczne - mówi prof. Tomasz Rechberger. Profesor jako jeden z dziesięciu wybitnych specjalistów podpisał się pod skierowanym do ministra Arłukowicza listem, w którym lekarze apelują o zniesienie obowiązku poddawania się badaniu. List na razie nie przyniósł rezultatów. Tymczasem badanie jest też marnowaniem naszych składek, bo kosztuje około tysiąca złotych, podczas gdy koszt terapii refundowanymi lekami wynosi zaledwie 180 zł na pół roku. Bywa też, że test daje mylące rezultaty.

Do tej pory nie wiadomo, kto jest wnioskodawcą absurdalnego zapisu. Nie podpisują się pod nim ani Ministerstwo Zdrowia, ani producenci leków, ani krajowi konsultanci ds. ginekologii i urologii. Jednak przez idiotyczne przepisy najbardziej cierpią pacjenci.

Prof. Tomasz Rechberger, kierownik II Katedry I Kliniki Ginekologii UM w Lublinie:

Badanie urodynamiczne, które jest bardzo niekomfortowe i może prowadzić do zakażeń, we wstępnym etapie kwalifikacji leków antycholinergicznych, nie jest konieczne. Wystarczy tylko badanie moczu w kierunku infekcji i prześwietlenie pęcherza.

Pacjencie!

Miałeś problemy związane z zakupem leków refundowanych? A może od lat czekasz na refundację leku, który ratuje ci życie? Napisz do nas, a my spróbujemy ci pomóc. Adres: Redakcja "Super Expressu", dział kontaktu z czytelnikami, ul. Jubilerska 10, 00-939 Warszawa

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki