Państwo Młynarczykowie z CHEŁMA: Nasz ANIOŁEK UMARŁ przez lekarzy

2013-03-05 3:00

Prosiliśmy was, żebyście go ratowali, wy nie zrobiliście w tym czasie nic… - choć Patrycja (26 l.) i Paweł (31 l.) Młynarczykowie chcieliby wykrzyczeć całą złość lekarzom z Chełma, to nie mają już nawet sił, żeby płakać z bólu i bezsilności. Kiedy ich ukochany Bartuś (+3,5 mies.) dostał wysokiej gorączki, prosili o pomoc wszędzie tam, gdzie wydawałoby się pracują ludzie, którzy mają ratować ludzkie życie. Pogotowie ratunkowe, szpital, potem znów pogotowie - wszędzie byli spławiani. Dopiero po kilku godzinach dziecko dostało odpowiednią pomoc. Ale było już za późno.

Bartuś miał 42 stopnie gorączki. Rodzice zadzwonili po pogotowie. Była siódma rano.

- Usłyszeliśmy, że do gorączki nie przyjadą - wspomina przez łzy matka. - Pojechaliśmy więc sami do szpitala.

Tam też potraktowano ich jak przewrażliwionych panikarzy. Bartuś dostał czopek… i tyle. Usłyszeli, że na oddziale mają poważniej chore dzieci i kazali iść do domu. Rodzice nie poddali się jednak i poszli z maleństwem na pogotowie. Dopiero wtedy lekarze uznali, że trzeba przewieźć dziecko do kliniki w Lublinie.

- Kolejną godzinę czekaliśmy na karetkę. To był koszmar - wspominają rodzice chłopca. Chociaż w klinice Bartuś otrzymał profesjonalną pomoc, na ratunek było za późno. Zmarł. Prokuratura Rejonowa w Chełmie wszczęła postępowanie w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki