Pilot rządowego śmigłowca uniewinniony! Jednak uratował Millera, a nie spowodował katastrofę

2010-03-22 17:35

Marek Miłosz, pilot rządowego śmigłowca Mi-8, który spadł pod Górą Kalwarią w 2003 roku, może odetchnąć z ulgą. Nie trafi do więzienia – sad uniewinnił go od zarzutu nieumyślnego spowodowania wypadku. A jeszcze przed tygodniem groził mu rok więzienia

Podpułkownik Marek Miłosz przeszedł prawdziwą drogę przez mękę. Najpierw okrzyknięto go bohaterem, potem prokuratura zarzucała mu spowodowanie katastrofy lotniczej, w końcu oczyszczono go z zarzutów.

Przeczytaj koniecznie: Miller w objęciach Gudzowatego (ZDJĘCIA!)

Lotnik został uniewinniony i wszystko wskazuje na to, że to koniec tej ciągnącej się od siedmiu lat sądowej przeprawy.

Sam pilot z sądu wyszedł z wysoko uniesioną głową: - Wiedziałem, że nic złego nie zrobiłem – oświadczył ppłk Marek Miłosz chwilę po ogłoszeniu wyroku.  - Bardzo się cieszę. Temida czasem się myli, ale tym razem mam pewność, że się nie pomyliła - skomentował ten wyrok Leszek Miller, który pilotowi zawdzięcza życie.

Patrz też: Rząd Millera kamuflował tajne operacje CIA

Przypomnijmy, do katastrofy rządowego Mi-8 doszło 4 grudnia 2003 roku. Maszyna spadła na ziemię po tym jak przestały pracować jej silniki. Komisja Badania Wypadków Lotniczych stwierdziła później, że turbiny stanęły przez oblodzenie. Nie zadziałał automatyczny system odladzający silniki i łopaty.

Tuż po katastrofie pilot Marek Miłosz okrzyknięty został bohaterem. W momencie wypadku na pokładzie maszyny było 15 osób - cudem nikt nie zginął. Sam Leszek Miller wyszedł z wypadku z uszkodzeniem kręgosłupa - miał połamane dwa kręgi piersiowe.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki