Pożar jachtu ma kanale Cieplicówka - NOWE FAKTY. Prąd w sekundę zabił 4 żeglarzy

2014-04-15 4:00

Ich śmierć była szybsza niż mrugnięcie okiem. Jacht Atlanta, którym płynęła czwórka żeglarzy, dotknął masztem linii wysokiego napięcia. W łódź uderzył prąd o napięciu 150 000/V. Potem rozgorzał pożar, który stopił ciała razem z jachtem. Dopiero po kilku godzinach zidentyfikowano ofiary. W katastrofie zginął znany żeglarz Adam R. (†49 l.) oraz trójka jego przyjaciół.

Los jakby uparł się, by zginęli i zwykłą - wydawać by się mogło - bezpieczną wycieczkę zmienił w istny koszmar. Wypłynęli nad ranem na przyjemny rejs po Zalewie Wiślanym. Koło południa nastąpiło nagłe załamanie pogody. Szukając schronienia przed wiatrem, uciekli jachtem na kanał Cieplicówka.

Nieopodal Elbląga (woj. warmińsko-mazurskie) spotkali śmierć. Nad kanałem ciągną się kable wysokiego napięcia. Żeglarze próbowali położyć maszt, by uniknąć ich zerwania. Spóźnili się o kilka minut... Chwilę po 12.00 już nie żyli. Jacht stanął w płomieniach, które zamieniły Atlantę w zdeformowaną skorupę.

Zobacz: Tragiczny wypadek obok Chełmna w Kujawsko-Pomorskiem. Nie żyje siedem osób. Kierowca nie miał prawa jazdy!

Adam R. (†49 l.) był doświadczonym żeglarzem. Aktywnie działał w elbląskim jachtklubie, a zamiłowanie do pływania odziedziczył po ojcu. Pływał nawet na Karaiby. W niedzielę w ostatni rejs zabrał Romana K. (†54 l.) i małżeństwo: Janusza (†55 l.) i Beatę H. (†53 l.).

- Ciała były dosłownie wtopione w jacht. Nie można było nikogo rozpoznać - powiedział nam jeden z ratowników uczestniczących w ściąganiu wraku na brzeg kanału. - Można mieć tylko nadzieję, że zabił ich prąd, a nie ogień. To byłaby szybsza i łagodniejsza śmierć - dodaje.

Polub se.pl na Facebooku

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki