Pożar w escape roomie. Współwięźniowie będą się mścić na zatrzymanym w areszcie?

2019-01-08 14:58

Miłosz S. usłyszał zarzut umyślnego stworzenia niebezpieczeństwa wybuchu pożaru w koszalińskim escape roomie i nieumyślnego doprowadzenia do śmierci pięciu koleżanek, które w nim zginęły. Dodatkowo sąd w Koszalinie przychylił się do wniosku prokuratury i zadecydował, że mężczyzna najbliższe trzy miesiące spędzi w areszcie. Obrońca mężczyzny obawiał się, że współwięźniowie mogą chcieć się zemścić na mężczyźnie. W związku z tym dyrekcja tamtejszego aresztu śledczego podjęła ważne decyzje.

Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Koszalinie, Ryszard Gąsiorowski argumentował postawienie zarzutów mężczyźnie i wniosek o jego tymczasowy areszt: - Mamy jako podstawę tego zarzutu stwierdzenie, że pan podejrzany był osobą faktycznie wykonującą czynności w ramach działalności gospodarczej, którą zgłosiła do ewidencji jego najbliższa krewna i był osobą, która przygotowywała wyposażenie pomieszczeń w tych różnego rodzaju pokojach zagadek. I nie zwrócił uwagi na to, że nie ma tam właściwego ogrzewania tych obiektów, i że nie ma tam przede wszystkim dróg ewakuacyjnych, które w razie jakiegoś niebezpieczeństwa pozwalałaby uczestnikom opuszczać pomieszczenie rozrywki.

Obrońcy mężczyzny w rozmowie z SE przyznawali szczerze: - On nie daje sobie rady z tym wszystkim, co się wydarzyło. Jest załamany. Gdyby mógł, oddałby swoje życie, żeby tylko ta tragedia się nie stała. Wiesław Bieliński przyznał, że nie będą się odwoływać od decyzji o areszcie, ale zaapelował też, aby został on tam objęty specjalnym nadzorem. W rozmowie z Wirtualną Polską przekonywał, że ze względu na stan zdrowia swojego klienta "wystąpił do dyrektora aresztu śledczego o pomoc psychologa". Jak dodawał: - Trzeba mieć go na uwadze. Nie wiadomo też, jak zareagują na niego współwięźniowie...

Dyrekcja aresztu śledczego, w którym osadzono oskarżonego, zareagowała bardzo szybko. Zadecydowano, że mężczyzna zostanie umieszczony w celi jednoosobowej. Mjr Magdalena Obrębska, rzecznik prasowy Aresztu śledczego w Koszalinie poinformowała ponadto: - Została przeprowadzona standardowa procedura, czyli rozmowa informacyjna i wstępna z wychowawcą. Była potrzeba pomocy psychologicznej i taką zapewniliśmy. Jak zapewniła:  - On jest odpowiednio osadzony, pilnowany tak, by zapewnić mu maksimum bezpieczeństwa. Jest w jednoosobowej celi, by nic mu się nie stało.

Przypomnijmy: Horror wydarzył się w piątek po południu. Od tego czasu Koszalin jest pogrążony w żałobie. Mieszkańcy miasta płaczą, modlą się i o niczym innym nie mówią, jak tylko o pięciu dziewczynkach, które poszły do escape roomu świętować urodziny jednej z nich, a znalazły tam śmierć. Nierozłączne przyjaciółki Amelia, Gosia, Karolina, Wiktoria, Julia…

Jak już informowaliśmy, dziewczynki od dawna wiedziały, że ten piątek spędzą razem. Na urodziny Julki wybrały się do escape roomu, popularnego wśród młodzieży pokoju zagadek. Godzinę miały spędzić w jednym z kilku pokoi oferowanych w pomieszczeniach przy ul. Piłsudskiego 88 w Koszalinie. Wybrały pokój „Mrok”. Było kilka minut po godz. 17, gdy zamknięte na cztery spusty w pomieszczeniu (tylko odgadnięcie wszystkich zagadek pozwoliłoby im się z niego uwolnić) poczuły, że za drzwiami jest pożar. Do pokoju wdzierał się gryzący dym, więc waliły w ściany, wzywając pomocy. Nadaremnie. Znajdujący się za ścianą Radosław D. (25 l.), pracownik escape roomu, nie zdołał ich uwolnić, bo płomienie odcięły mu drogę do drzwi. To w jego pomieszczeniu pojawił się ogień i błyskawicznie objął całe pomieszczenie. On zdołał się uratować, ale pięć nastolatek zabił czad.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki