Pożar w Sejmie, czyli jak doradca ministra wypił o jeden kileiszek za dużo

2013-05-17 10:58

Tak gorącej nocy w polskim Sejmie dawno nie było! Nie chodzi o to, że posłowie do późnych godzin debatowali i głosowali. Wręcz przeciwnie, spokojnie spali, ale wrażeń dostarczył im doradca ministra Boniego. Jerzy Majcherek w nocy z poniedziałku na wtorek gościł w sejmowym hotelu i wyjatkowo dobrze się bawił. Ale do czasu - z błogiego letagru wybudziły go syreny wozów strażackich. Okazało się. że doradca ministra wypił przynajmniej jeden kieliszek za duzo i pomylił włącznik z alarmem pożarowym.

Jak pisze "Fakt", o godz. 1.26 zaalarmowani strażacy ruszyli na pomoc. Przed Sejm zajechało sześć strażackich zastępów na sygnale. A w budynku cisza i spokój. - Okazało się, że to fałszywy alarm – mówi Faktowi Grzegorz Mszyca, rzecznik warszawskiej straży pożarnej.

>>> Sejmowe linie lotnicze. Jak posłowie latają za nasze?

Sprawcą całego zamieszania był Jerzy Machejek z Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji. – Zabłądziłem gdzieś, otworzyłem jakieś drzwi, nie mogłem wyjść i pomogła mi wyjść Straż Marszałkowska – opowiada gazecie urzędnik.
Dziennikarka "Faktu" podszyła się pod pracownika kancelarii premiera i zadzwonila do Majcerka z prośbą o wyjaśnienie całej sytuacji. Doradca ministra Boniego ze szczegółami tamtej nocy odtworzyć nie potrafił. – Nie pamiętam, żebym naciskał przycisk alarmu pożarowego - przyznaje Majcherek. Ale dobrze pamieta, że za kołnierz wtedy nie wylewał. - Wie pani jak to jest, o kieliszek za dużo, czy o pół piwa za dużo się wypiło – wyznał szczerze urzędnik.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki