Profesjonalizacja armii: Pieszo po czołgowemu

2009-02-06 7:30

Ostatnie cięcia w budżecie Ministerstwa Obrony Narodowej ocenia generał Roman Polko

"Super Express": - Czy zgadza się pan z opinią premiera Donalda Tuska, że wobec braku bezpośredniego zagrożenia dla Polski stać nas na to, aby czynić oszczędności kosztem inwestycji obronnych?

Roman Polko: - Zdecydowanie nie. Szczególnie dziwi mnie, że taką opinię wygłasza historyk, który doskonale musi zdawać sobie sprawę, że takie myślenie wielokrotnie doprowadziło do dziejowych tragedii w Polsce. Nic nie zwalnia nas od odpowiedzialności za własne bezpieczeństwo i załatanie istniejących luk w polskim systemie obronnym. Jako członek Sojuszu Północnoatlantyckiego, państwo położone na rubieży NATO, ponosimy również odpowiedzialność za bezpieczeństwo naszych sojuszników.

- Jak w ramach poszukiwania oszczędności przez rząd ocenia Pan obcięcie budżetu MON o 5 mld zł?

- Dziwi mnie optymizm, z jakim rząd obwieszcza tę informację. Odnosi się wrażenie, że projekt budżetu związanego z programem profesjonalizacji armii planowany był na wyrost. Jako były dowódca jednostki, która sama kupowała m.in. broń i amunicję, wiem, że w wojsku zawsze brakowało pieniędzy na sprzęt i szkolenie żołnierzy.

- Nawet w GROM-ie?

- Kiedy w 2000 r. objąłem dowództwo jednostki, na zakup amunicji i granatów mogliśmy przeznaczyć jedynie 400 tys. zł. Nie pozwalało to np. na realne szkolenie w działaniach antyterrorystycznych. W następnych latach, kiedy GROM prowadził już działania bojowe w Kosowie, Afganistanie i Iraku, udało nam się zwiększyć wydatki na środki bojowe do ponad 10 mln rocznie, co odpowiadało naszym realnym potrzebom.

- Na czym w armii można oszczędzać?

- Na pewno nie na szkoleniu w jednostkach liniowych i nowoczesnym sprzęcie. Oszczędności szukałbym w likwidacji obciążającego siły zbrojne garbu administracyjnego. Po pierwsze, w armii mamy nadmiar dowództw, w których liczba stanowisk oficerskich odpowiada mniej więcej liczbie żołnierzy, którzy im podlegają. Przykładem takiej patologii jest 2. Korpus Zmechanizowany w Krakowie. W Polsce utrzymujemy około 120 garnizonów, podczas gdy w znacznie bogatszych Niemczech jest ich tylko kilkanaście. A każdy garnizon to odrębna struktura administracyjna, logistyczna i infrastruktura szkoleniowa, której istnienie tłumaczą jedynie ambicje lokalnych polityków.

- Czyli to nie tylko pieniądze są głównym problemem naszej armii?

- Pieniądze są potrzebne, ale z szacunku dla podatnika należy je wydawać racjonalnie. Zakupy sprzętu często wynikają nie z przemyślanych planów osiągnięcia konkretnych zdolności bojowych, ale są efektem przypadku i zdolności przebicia się poszczególnych dowódców udzielnych polskich księstw wojskowych do politycznych decydentów. I tak marynarka wojenna zafundowała sobie stare, za to piekielnie kosztowne w utrzymaniu fregaty z USA. Trudno też racjonalnie wytłumaczyć ostatni zakup 12 samolotów Bryza. Armii potrzebny jest gruntowny przegląd stanu posiadania i wskazanie wizji jej rozwoju w perspektywie co najmniej 15-20 lat. Dopiero na tej podstawie można tworzyć programy związane z wydawaniem miliardów zł.

- Poważne cięcia wydatków wojskowych muszą odbić się na tempie i jakości profesjonalizacji naszej armii...

- Przeraża mnie sama myśl, że młodzi ludzie wstępujący tysiącami do tej tzw. profesjonalnej armii, którzy chcą związać z nią swój los na długie lata, zamiast obiecanego nowoczesnego sprzętu i realnego szkolenia będą zmuszeni wrócić do czasów dzieciństwa, kiedy podwórkowa zabawa w wojnę odbywała się przy użyciu patyków. W armii jest nawet specjalne określenie szkoleniowej fikcji - "pieszo po czołgowemu". Jeśli zabraknie pieniędzy, aby zawodowemu żołnierzowi zapewnić możliwość ciągłego szkolenia i weryfikacji swoich umiejętności w różnego rodzaju misjach zagranicznych, znajdą oni inne ujście dla swojej energii, które niekoniecznie będzie iść w parze z interesami związanymi z bezpieczeństwem Rzeczpospolitej.

- Jak żołnierze odbierają zapowiedź likwidacji przywilejów emerytalnych, np. możliwość odejścia do rezerwy już po 15 latach służby?

- Brak jednoznacznego i uczciwego postawienia tej sprawy przez polityków od wielu lat źle odbija się na morale armii. Ten temat wraca przy każdej zmianie władzy w Polsce. Takie obawy spowodowały w przeszłości odejście ze służby tysięcy naprawdę wartościowych żołnierzy. Kiedy w 1985 r. zaczynałem zawodową służbę w jednostkach specjalnych, każdy rok służby liczył mi się podwójnie. Kiedy w 1998 r. zlikwidowano ten zapis, z mojej jednostki odeszło 20 proc. najlepszych żołnierzy.

Roman Polko

Gen. dyw., były dowódca GROM i były zastępca szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki