Wywiad Super Expressu. Prof. Kazimierz Kik: Samorząd staje się łupem partii

2014-11-15 3:00

-  Największą krzywdę wyborom samorządowym robią partie polityczne. Zupełnie je dominują, mając nieporównywalnie wyższe fundusze na kampanie niż lokalne komitety wyborcze - mówi w wywiadzie dla Super Expressu prof. Kazimierz Kik.

"Super Express": - W niedzielę wybory samorządowe, które cieszą się najmniejszą popularnością wśród Polaków. Pewnie znów zanotujemy dramatyczną frekwencję. Czemu nie chcemy w nich uczestniczyć?

Prof. Kazimierz Kik: - Największą krzywdę wyborom samorządowym robią partie polityczne. Zupełnie je dominują, mając nieporównywalnie wyższe fundusze na kampanie niż lokalne komitety wyborcze. Wiemy, jaką niechęcią Polacy darzą nasze formacje parlamentarne. Kiedy więc widzą, że wybory, które miałyby wynieść do lokalnej władzy sąsiadów, stają się kolejnym polem bitwy między największymi partiami, są po prostu zniechęceni i bojkotują ten spektakl.

- Na ile istotne jest to, że wybory samorządowe są tak skomplikowane? Mamy kilka kartek do głosowania z mnogością nazwisk i trochę trudno to wszystko ogarnąć.

- Wydaje się, że ta złożoność może być pewnym elementem zniechęcającym do głosowania. Wspomniał pan o mnogości kandydatów. To chyba jest ważniejsze. Proszę bowiem spojrzeć na jakość kandydatów, którzy pojawiają się na listach wyborczych. Partie polityczne mają ograniczoną liczbę członków, w związku z czym sięgają po trzeci, czwarty, a nawet piąty garnitur działaczy. Są to więc w większości przypadków ludzie z łapanki.

- Czyli wciska się wyborcom kota w worku, a ci w ciemno nie chcą nic brać?

- Zdecydowanie. Mamy do czynienia z ludźmi, o których lokalna społeczność po prostu nic wie. Dotyczy to także miejscowych komitetów, które nie mają większej szansy, żeby przebić się w mediach. Nawet lokalnych. Przekaz zdominowany jest przez największe partie.

- Może to nasza ignorancja? Po prostu nie chce nam się poznać kandydatów?

- Widzę to zupełnie inaczej. Niegłosowanie w tych wyborach jest wyrazem coraz większej świadomości i wyrobienia politycznego Polaków. Niska frekwencja jest więc wyrazem dojrzałości wyborców.

- Dojrzałość? Świadomość? Przekonuje się nas, że świadomy i dojrzały obywatel idzie na wybory. Uczestniczy w procesie demokratycznym i w ten sposób nie tylko korzysta ze swojego prawa współdecydowania o kadrach na różnym szczeblu władzy, ale przede wszystkim spełnia swój obywatelski obowiązek.

- Rzeczywiście, może brzmieć to jak paradoks, ale Polacy pokazują po prostu, że nie dają się oszukać. Partie polityczne zawłaszczają całą przestrzeń publiczną, która jest do zawłaszczenia, i ograniczają w ten sposób możliwość angażowania się obywateli w lokalną politykę. Swoją ekspansją odbierają po prostu szanse na sukces wyborczy ludzi, którzy do partii należeć nie chcą, a chcieliby zrobić coś dla swojej gminy czy miasta. Krótko mówiąc, partie, które powinny być stróżem demokracji, stają się czynnikiem ograniczającym jej rozwój i hamującym budowę społeczeństwa obywatelskiego. To prawdziwy dramat. Społeczności lokalne stają się po prostu łupem partyjnym. A skoro tak, to ilu może być chętnych, żeby im to umożliwić?

Zobacz: ZUS zabrał nam 150 mln na zasiłki chorobowe! W zamian zasponsorował pracownikom nagrody!

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki