Siostra Maria zawisła na haku

2013-09-02 4:00

W Bogu widziała nadzieję, radość, odnajdowała sens życia. Ale z zakonu wróciła po niecałych trzech latach - zniszczona, przygnębiona, bała się mężczyzn. Bez wyjaśnień zrzuciła habit. Potem siostra Maria (†30 l.) powiesiła się na haku w garażu taty, a tajemnicę swej śmierci zabrała do grobu.

Maria Z. (†30 l.) już od dziecięcych lat wiedziała, że chce poświęcić się Bogu. Całymi dniami przesiadywała w kościele i widziała w tym spełnienie. Wandy Z. (60 l.), jej mamy, nie zdziwiło więc, że Marysia poszła do zakonu. Miała przecież powołanie...

Jej posługa Bogu nie trwała jednak długo. Była jeszcze w nowicjacie, kiedy zrzuciła habit. Przyjechała do Siedlec (woj. mazowieckie) na pogrzeb dziadka i już nie chciała wracać do klasztoru. Była tam ledwie ponad 2,5 roku. Została w domu z mamą i ojcem. Zamknęła się w sobie, ponad miesiąc nie odzywała się do nikogo. Zrozpaczona matka próbowała dociec, co stało się w zakonie, co odmieniło jej uśmiechniętą córkę w osobę, której nie znała - przygnębioną, małomówną, rozbitą. - Pytałam córki, co się z nią dzieje. Nie odzywała się i ciągle odpowiadała, że wszystko z nią w porządku. Wiedziałam, że nie mówi prawdy - wspomina Wanda Z. - Nie wiedziałam, jak podejść córkę, by wyjawiła mi prawdę. Sugerowałam, że może ktoś ją zgwałcił. Zapewniła, że nie i o to mogę być spokojna. Spostrzegłam, że radykalnie zmienił się jej stosunek do mężczyzn. Nie chciała na nich patrzeć - dodaje kobieta. Matka przekonała wreszcie córkę, by pojechały do zakonu. Chciała dowiedzieć się od przełożonej zakonu, co się stało z jej córką. - Nie doszło do rozmowy, nie chciała się spotkać. Odjechałyśmy z niczym - opowiada kobieta.

Maria Z. próbowała wzniecić w sobie dawny żar wiary, zaczęła udzielać się w miejscowym kościele. Na próżno - gasła na oczach najbliższych. Aż doszło do tego, co wydawało się nieuniknione. Siostra Maria zawiązała pętlę i powiesiła się na haku w garażu taty. Nie zostawiła listu, żadnych wyjaśnień. Tajemnicę swojej śmierci zabrała do grobu. - Nie mam pretensji do nikogo, że tak się stało. Widocznie Bóg tak chciał i zabrał Marysię do siebie - mówi smutno Wanda Z.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki